-Co ja?
-Ale co?
-Kaleczysz się? Przecież jesteś piękna... Też nas kochasz?- zapytał słodko. Jest taki mały, a tak bardzo dojrzały. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Widziałam w jego oczach zniecierpliwienie. Chciał wiedzieć. Kiedyś to widziałam w oczach Neya.
-Też was kocham- powiedziałam prawie niesłyszalnie, ale chłopczyk musiał to usłyszeć bo zaraz się we mnie wtulił i powiedział, że chyba mnie kocha.
-Tatuś ma szczęście, że ciebie ma- powiedział, ale jego oczy się powoli zamykały. Nie dziwię się. Nie dość, że miał tyle wrażeń to jeszcze lot samolotem i wiadomość o jego tacie. Właśnie Ney... Musi przeżyć. Podeszłam z małym Davidem do Leo. Davi już spał na moich rękach. Nie przeszkadzało mi to.
-Daj mi go... Trochę waży- próbował się uśmiechnąć mój przyjaciel.
-Nie jest... Jest podobny do Neya. Polubiłam go- zwierzyłam się.
-On ciebie pokochał- uśmiechnął się tym razem naprawdę szczerze.
-Aż nieprawdopodobne- odpowiedziałam ze śmiechem.
-No właśnie- także się śmiał.
-Leo... Wiem, że to moja wina. Przepraszam- musiałam mu to powiedzieć. Czułam się winna. Byłam winna.
-Nie Marika... Czasem tak jest, ale nie możesz się obwiniać. Szczerze to bym zrobił to samo na twoim miejscu- po tych słowach przytulił mnie i małego Davisia. Poszliśmy do Raf. Ona się już uspokoiła.
-Raf?- zaczęłam.
-Tak?
-Przepraszam- wyznałam.
-To nie twoja wina... Jestem tylko przerażona jak on może kochać i co musiał wtedy czuć. Jesteś najlepsza, kochana i naprawdę umiesz pomagać, choćby nie wiem co. Dziękuję- po tych słowach zupełnie jak Leo mnie przytuliła.
-Leo... To co zabierzesz nas do tego szpitala?- zapytałam.
-Już zamówiłem taksówkę- odpowiedział. Było naprawdę zimno, a Davi nie miał kurtki na tę pogodę. Zdjęłam swoją i go przykryłam. Zostałam w samej bluzie, ale trudno. On jest teraz najważniejszy. Leo chciał mi dać kurtkę, ale jej nie wzięłam. On się jeszcze przyda w meczach. Po paru minutach przyjechała zamówiona przez Messiego taksówka. Jechaliśmy około 20 minut. W końcu dotarliśmy pod wielki budynek szpitala. Bałam się co tam zobaczę. Nigdy nie lubiłam szpitali, ale teraz kiedy leży tu Neymar... Dobrze wiem, że to moja wina. Leo zapłacił kierowcy i wziął nasze bagaże. Ja szłam z Davidem na rękach. Blondyn wtulił się we mnie, a mi się to podobało. Czułam, że jestem kochana. Wiem, ze to głupie bo to tylko dziecko, które zaraz może się na mnie o cokolwiek obrazić, ale właśnie tych dwóch krótkich słów potrzebowałam "kocham cię". Weszliśmy do szpitala. Leo przywitał się z recepcjonistką i szedł nadal korytarzem, a my za nim. Po pewnym czasie zobaczyłam wszystkich piłkarzy, tatę, Shak i Anto oraz inne dziewczyny. Ney ma dużo przyjaciół. Tego nikt nigdy nie kupi. Jest szczęściarzem.
-Marika!- wydarła się Shakira, ale natychmiast uciszyłam ją mówiąc, że mały śpi. Wskazałam na niego głową i się uśmiechnęłam. Tata podszedł do mnie i mnie przytulił. Przedstawiłam im Raf. Oni bardzo się ucieszyli, że wreszcie ją poznali.
-Czy ty pojechałaś ich znaleźć?- zapytał Dani.
-Nie to Leo- skłamałam.
-Marika, proszę cię nie kłam już... To przyjaciele- przypomniała mi "10" Barcy.
-No ok... To ja- powiedziałam. Każdy otwierał szeroko oczy, jakby nie wiadomo co zrobiłam. Chciałam tylko uszczęśliwić Neya.
-Kochanie, przecież mogłaś powiedzieć pomógłbym- powiedział mój tata.
-Wszyscy byśmy pomogli- dopowiedział Gerrard.
-Chciałam to załatwić sama... Co z Neyem?- zapytałam. Każdy patrzył się na mnie, na Raf albo na Davisia i nikt nic nie chciał powiedzieć. Czyżbym się spóźniła? Boże... Błagam tylko nie to. Będę już grzeczna. Obiecuję. Myśli małej dziewczynki. Myśli dziecka. Jestem dzieckiem, ale które naprawdę kocha tego idiotę.
-Jest z nim źle- powiedział w końcu Bartra. Byłam mu za to wdzięczna. Jedyny odważny.
-Mogę do niego wejść?- zapytałam.
-Teraz jest u niego Pedro, ale jak wyjdzie to tak. Wchodzimy pojedynczo- wytłumaczył Munir.
-Raf wejdź pierwsza- powiedziałam do młodszej dziewczyny.
-Nie... Długo go nie widziałam. Poświęciłaś się dla niego... Idź ty- odpowiedziała.
-Mam Daviego. Idź proszę, przecież wiem, że chcesz- uśmiechnęłam się do niej.
-Dziękuję- odpowiedziała i znów mnie przytuliła. W końcu wyszedł Pedro. Najpierw otworzył szeroko buzię, a potem jego oczy zaczęły się rozszerzać.
-Umarłem!- wydarł się, a ja musiałam teraz jego uciszyć- Co to za dziecko?- zapytał po chwili.
-Davi Lucca da Silva- odpowiedziałam.
-Znalazłaś go?- zdziwił się.
-I jego siostrę. Pedro to jest Rafaella. Rafaella to jest Pedro- oni się przywitali, a zaraz potem Raf poszła do Neya.
-Odeszłaś od Neya- powiedział Pedro.
-No i co?- zapytałam. Do czegoś zmierzał, ale nie mam pojęcia do czego.
-I odnalazłaś jego rodzinę?
-Bez nich nie był zupełnie szczęśliwy.
-Jesteś wielka. Podziwiam cie.
-Chciałam tylko, żeby był szczęśliwy.
-Wybaczysz mu?
-Bez zaufania nie ma związku.
-Ale on cię kocha, a ty jego.
-Czasem miłość nie wystarcza.
-Nie mów tak.
-Mówię to co myślę.
-Bez ciebie on nie będzie szczęśliwy.
-Ma Brunę- odpowiedziałam. Pedro chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przyszła jakaś piękna dziewczyna. To ta Bruna.
-Masz rację. Odczep się od niego!- powiedziała.
-Już z nim nie jestem- wytłumaczyłam. Wtedy obudził się Davi.
-To po co tu jesteś z tym czymś?- powiedziała, wskazując na syna Neymara.
-To jest najwspanialsze dziecko na świecie i syn Neymara- odpowiedziałam.
-Zamknij pysk szmato i daj mi go- powiedziała i wyrwała mi Davisia. On zaczął płakać. Bardzo płakał. Było mi go szkoda.
-Co to za głupi krzykacz?- zapytała i wręcz wepchnęła mi go z powrotem w ręce. Traktowała go jak lalkę. To jest żywy człowiek, który wszystko czuję. Davi nadal płakał. Próbowałam go uspokoić. Pedro wyprowadził tą idiotkę. Byłam naprawdę zła i gdyby nie ten malec to ta cała Bruna wyszła by stąd z poobijaną buźką. Noo.... Ewentualnie została by tu kilka dni.
-No już Davi... Misiaku mój nie płacz- uśmiechałam się.
-Ona jest jak babcia i dziadek- powiedział nadal płacząc.
-Chodź do taty- on nadal płakał. Weszłam do sali, gdzie leżał Ney. Kiedy mały go zobaczył jeszcze bardzie się rozpłakał.
-Co jest mały?- zapytałam.
-Nie pamiętam go... Jestem beznadziejny- odpowiedział i wtulił się we mnie.
-To nie twoja wina... Ciii... Już nie płacz misiaku- mówiłam. On się trochę uspokoił.
-Chciałbym mieć taką mamę jak ty... Zostaniesz moją mamą?- zapytał.
-Zostanę- powiedziałam i go przytuliłam.
-Nigdy mnie nie opuścisz?
-Nigdy.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
-I będę miał normalny dom?
-I ogród, basen i psa.
-Ale będziesz ze mną mieszkała?- teraz już nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Nie chcę go okłamać. Ufa mi i nie chcę go zawieść. W tym momencie obudził się Ney. Otwierał powoli oczy i znów je zamykał. Z moich oczu popłynęły łzy. Do tej pory byłam dzielna dla małego, ale teraz już nie wytrzymałam. Neymar otworzył oczy. Spojrzał na swoje nadgarstki i zaraz na mnie.
-Kim ty jesteś?- wypowiedział, kiedy mnie zobaczył. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. On nic nie pamięta.
-Nie pamiętasz? Neymar to ja... Marika- powiedziałam.
-Marika... Kojarzę to imię, ale nie wiem skąd. Wyjdź stąd... Nie znam cię...
-To twój syn Ney- powiedziałam.
-Nic nie pamiętam. Nie znam cię. Jego też- odpowiedział. Davi się rozpłakał, a ja razem z nim. On mnie nie pamięta. Czułam się jakbym straciła kogoś bardzo ważnego. Wybiegłam z sali z małym na rękach. Na korytarzu postawiłam go na ziemi i wpadłam w ramiona taty.
-Mała co się stało? Ejj... Nie płacz... Cii... Skarbie- mówił. Pique wziął na ręce syna Neymara.
-On się obudził-łkałam, a każdy wypowiadał tylko jedno słowo "co".
-To czemu płaczesz?
-On... On... On nic... nic... zupe... zupełnie nic nie... nie pa... pa... pamięta- jąkałam się i łkałam. Wszyscy byli bardzo przerażeni. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Wzięłam od Pique Lucce.
-Marika czy tatuś mnie nie kocha?- zapytał płacząc. To wszystko moja wina. Zraniłam wszystkich. Jestem do niczego.
-Nie... On cię bardzo kocha... Teraz nic nie pamięta... To minie- powiedziałam, ale nie byłam pewna swoich słów. Co jeśli on nigdy sobie nie przypomni kim jestem? Kim jest Davi, Rafaella. Oni mnie znienawidzą. To wszystko przeze mnie. To ja powinnam być na jego miejscu. To ja powinnam być ukarana. Nie on. Płakałam jak szalona. Nie mogłam się uspokoić, ale musiałam zadbać o małego.
-Jesteś głodny?
-Tak- odpowiedział.
-Chodź... Marc zaprowadzi cię, żebyś zjadł- powiedziałam.
-Ale ja chcę z tobą... Proszę. Ty też musisz zjeść.
-Dobrze. Chodźmy. Pojedziemy do mnie. Zrobię nam coś pysznego do jedzenia- poszliśmy powiedzieć innym, że potem wrócimy.
-Tato ja jadę z małym do domu. Chce mu się jeść, powinien odpocząć, umyć się i przebrać- oznajmiłam.
-Ty też.
-To nie ważne- wypowiedziawszy te słowa wyszliśmy ze szpitala. Szłam z małym blondynem za rękę, w drugiej miałam nasze torby z ubraniami. Media od razu ans zaatakowały. Powiedziałam blondynkowi, że musimy uciekać. Spodobało mu się to rozwiązanie i zaraz byliśmy w parku. Stamtąd szliśmy już powoli do mojego i Pepa domu. Wyjęłam klucze i otworzyłam drzwi. Misiak wszedł do środka i rozglądał się po całym domu.
-Jak tu ładnie- powiedział.
-To jest teraz twój dom- uśmiechnęłam się do niego- Nie mam zabawek, ale pójdziemy je kupić.
-Naprawdę?
-Tak, przecież zostaniesz już z nami- odpowiedziałam, a on podbiegł i mnie przytulił. Widać, ze mały potrzebuję miłości, uwagi, troski, zrozumienia i stabilności. Dam mu to. W końcu obiecałam mu, że będę jego mamą.
-To co lubisz jeść?- zapytałam, biorąc tego chudzielca na ręce.
-Kanapki?- ja się śmiesznie skrzywiłam. Zaczął się śmiać, a ja powiedziałam.
-Dla syna wielkiego piłkarza kanapki? Chyba zrobimy coś ekstra co?
-Ok- powiedział krótko. Postanowiłam, że zrobię nam tortillę, a na deser owoce. Kiedy postawiłam obiad na stole mały zaczął jeść, ale szybko się zniechęcił. Musiałam go pokarmić. W końcu zjadł obiad, a potem bez problemu wypił kakao. Wygląda mi na to, że mamy do czynienia z niejadkiem. Uznałam, ze owoce zje później. Włączyliśmy tv i oglądaliśmy kreskówki. Po chwili dzieciak usnął, a ja postanowiłam się wykapać, a kiedy on wstanie zrobię to z nim. Poszłam pod prysznic. Nie powiem bolało jak strużki wody oblewały moje blizny. Piekło cholernie, ale dałam radę. Chciałam zacząć suszyć swoje włosy, ale w ostatniej chwili walnęłam się w głowę, przecież Daviś śpi. Zbliża się już wieczór. Przebrałam się w to:
Potem postanowiłam obudzić Daviego, przecież musi się wykąpać. Poszliśmy razem do łazienki i pomogłam mu się wykąpać. Potem umyliśmy razem buzie, ręce i żeby. Wysuszyłam jeszcze włosy. Chciał, żebym przeczytała mu jakąś bajkę, ale nie mamy w domu żadnych książeczek dla dzieci. Trzeba to zmienić. Tata właśnie wrócił.
-Cześć kochani- powiedział.
-Cześć tato- odpowiedziałam.
-Dzień dobry- powiedział zawstydzony chłopiec.
-Misiaku nie bój się- uśmiechnęłam się- To mój tata- wyjaśniłam.
-Widzę, że Marika cię wykąpała- zagadał go tata.
-I zrobiła jeść- wyszczerzył się zupełnie jak Neymar.
-No coś ty?! To ja mam teraz fajny plan- zaczął się szczerzyć także mój tata.
-Jaki?- zaciekawił się roześmiany malec.
-Będzie już nam zawsze gotowała... Serio mieszkam z nią, a nie wiedziałem, że umie gotować. Dzięki Davi. Przybij piątkę- przybili sobie piątkę. Ja strzeliłam "face palma" i wystawiłam tacie język, biorąc małego na górę. Wzięłam jeszcze ze stolika tablet.
-Przeczytamy bajkę na tym- powiedziałam- Przypomnij mi juro, że musimy kupić książeczki do czytania- zasugerowałam.
-Tak jest pani kucharko!- zasalutował.
-Ja ci dam kucharkę- zaczęłam się śmiać i ganiałam się z nim po całym domu. W końcu go złapałam i zaczęłam łaskotać. Potem przeczytaliśmy bajkę. Znaczy ja jemu przeczytałam, ale ok. Usnęliśmy razem na łóżku. Przebudziłam się i chciałam iść do siebie. Odsunęłam delikatnie przytulonego do mnie blondyna i chciałam już wychodzić, ale on się obudził.
-Proszę zostań ze mną kuchareczko- poprosił. Zaśmiałam się cicho i położyłam się do niego. Znowu mnie przytulił, a ja nadal byłam zdziwiona, tym ile ten malec ma w sobie miłości. Także go przytuliłam. Myślałam o Neyu. Chciałabym, żeby był obok. Wiem, że to nie jego wina, że mnie nie poznaje. Mimo to... To tak bardzo boli. Po pewnym czasie usnęłam. Pierwszy raz od wielu dni. Odpłynęłam w krainę Morfeusza. Śniłam o dwóch da Silva.
I mamy 17 rozdział :D Jak tam wrażenia? I jak Marika sprawdza się w roli mamy xd? Dzisiaj jest krótszy, ale mam nadzieję, że też się podoba :)
http://ask.fm/VerkaOsman <------- mój ask :)
Komentujesz=motywujesz ♥
SŁODKO..
OdpowiedzUsuńTak jak myślałam Davi zostanie z Mariką .
Mam nadzieje że Neymar sobie wszystko przypomni :)
Oooo! <3
OdpowiedzUsuńMarika jako mamusia, nono to mi się podoba ;3
I jak już Ney wyjdzie ze szpitala, to zamieszkają razem On, Marika i Daviś i wszystko bdz pięknie <3
Rozdział świetny, czekam na następny ;* /Zuza
Mega rodzial,taki słodki.Prosze,dodaj jak najszybciej nn tylko zeby dużo było momentów z Davim,on jest taki słodki :)
OdpowiedzUsuńWspaniały,czekam na next :D Daviś!
OdpowiedzUsuńAle Marika się zmieniła :o teraz jest taka kochana hah fajna rodzinka by była z nich :P jestem megaaa ciekawa co się stanie dalej i wgl *.* czekam na next! :))
OdpowiedzUsuńOoo jak slodko :) oby Neymar odzyskal pamiec :( chce kolejną czesc :))
OdpowiedzUsuńCiekawe jak to jest śnić o dwóch da Silva... aaaaa... też tak chcem.
OdpowiedzUsuńMoże dziś.
Czekam na nexta, ale on napewno sobie ich przypomni prawda ;( w następnym ? Musi.. nie rób mi tego... błagaaaaaaaaaam.
Czekam na nowy i nie mogę się doczekać już.
Zapraszam na nowy ważna notka pod rozdziałem. -->
OdpowiedzUsuńhttp://marcbartraandmarcoreus-cinderella.blogspot.com/2015/01/rozdzia-15-dobra-czyli-szykuje-mi-sie.html?m=1 <3
Zapraszam na nowy ważna notka pod rozdziałem. -->
OdpowiedzUsuńhttp://marcbartraandmarcoreus-cinderella.blogspot.com/2015/01/rozdzia-15-dobra-czyli-szykuje-mi-sie.html?m=1 <3
Boski. Płakałam jak dziecko.
OdpowiedzUsuńPlakalam jak to czytalam. Tak mi przykro z powodu Neymara :( Ale mam nadzieje ze odzyska pamiec i stworzą z Mariką i Davim rodzine :) czekam na kolejny :) //Maja
OdpowiedzUsuńSuper!!! Kiedy kolejny? Pozdrowionka :*
OdpowiedzUsuń