środa, 25 lutego 2015

34. Nieporozumienia, błędy, duma...

Wstałam rano i byłam w bardzo dobrym humorze. Postanowiłam z samego rana pobiegać. Co prawda nie znałam Brazylii, ale to nic.Jutro rano wyjeżdżamy do domu, a ja jestem jeszcze nie spakowana. Najpierw zaczęłam wrzucać wszystko do walizki. Zostawiłam sobie tylko ubrania do biegania i te, które założę potem. Ubrałam się w strój sportowy i wyszłam z hotelu, związując włosy. Biegłam przed siebie ze słuchawkami w uszach i się uśmiechałam. Czułam, że kocham życie. Na prawdę nie wiem czemu mam taki świetny humor, ale wcale mi to nie przeszkadza. Powiem więcej- wręcz przeciwnie. Okazało, że znalazłam się w jakimś parku. Przebiegłam obok jakiś chłopaków, którzy coś mówili do mnie, ale miałam słuchawki w uszach. Zaczęli biec obok mnie w tym czasie miło się uśmiechając. Przystanęłam i zdjęłam słuchawki.
-Fajna z ciebie dupa- powiedział jeden. Byłam tak zdziwiona i zażenowana, że nawet nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
-Proponuję kolację ze śniadaniem- dopowiedział drugi. Wybuchnęłam tylko niepohamowanym śmiechem. Oni spojrzeli na mnie z zaskoczonymi minami.
-Ja proponuje karnet na siłowni i zakup lustra- powiedziałam i pobiegłam dalej. Nie wiem czemu, ale rozbawiła mnie ta sytuacja. Włączyłam gps-a i pobiegłam do hotelu. Weszłam do pokoju i zastałam tam Rafe, która czegoś szukała.
-Hej, czego szukasz?- przywitałam się z przyjaciółką, a zaraz potem zapytałam.
-Prostownicy- jęknęła. Pomogłam dziewczynie w poszukiwaniach owego przedmiotu.
-Mari- zaczęła.
-Tak?- zapytałam. Wiedziałam, że czegoś chce.
-Nie wiem czy mogę cię o to prosić- wyznała zakłopotana. To było urocze. Ona i Neymar bardzo rzadko tacy byli.
-Oj tam, mów- zachęciłam dziewczynę.
-No bo Neymar miał jechać dzisiaj na wywiad, a potem wróci... Wiesz to są moje ostatnie chwile tutaj, a Marc wraca do Barcelony i...- ciągnęła swoją wypowiedź,a le widać było, że jest bardzo skrępowana.
-Mam zaopiekować się Davim?- zapytałam z uśmiechem. Tak na prawdę to bardzo chciałam spędzić z małym trochę czasu, ale z drugiej strony. Wiecie, ta sytuacja z artykułami nie daje mi spokoju.
-No tak... Bo wiesz mnie już dzisiaj wieczorem nie będzie- wyżaliła się. Usiadłam na łóżku zrezygnowana.
-Bardzo bym chciała, ale... Ostatnio nie byłam chora. Nie chciałam spędzić czasu z Davim...- wyznałam dziewczynie. Chciałam jej wytłumaczyć dlaczego, ale ona mi przerwała.
-Jak to? Jesteś jak Bruna!- krzyknęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. Chciała wyjść z pokoju, ale ją zatrzymałam.
-Przeczytałam artykuł, że znowu się pojawiam i psuję życie Neymarowi... Oni mieli rację, przecież on ma dziewczynę. Nie chcę, żeby miał przeze mnie nieprzyjemności. Gdybym gdzieś wyszła z Davim to zaraz by mieli powód do pisania kolejnych bzdur. Rafa... Ja na prawdę nie chcę niszczyć niczego życia- wyjaśniłam. Ona usiadła obok mnie na łóżku. Popatrzyła się na mnie i po chwili przytulając cały czas przepraszała. Miała prawo tak pomyśleć.
-Kochana, ale Neymar się tym nigdy nie zacznie przejmować. Znam go bardzo dobrze, a jeśli chodzi o Jess to oni już nie są razem. Odkąd rozstaliście się z Neyem to on nikogo nie miał na prawdę. Jasne z Jessicą był długo. Ona miała dobry kontakt z Davim, z jego rodzicami, ale on jej nie kochał. Często ją zdradzał, a przed nią nie było nikogo- opowiedziała mi wszystko, a ja byłam w szoku. Nie miał nikogo przed Jess.
-A kiedy zaczął być z Jess?- zapytałam. Nie wiem czemu. Po prostu chciałam wiedzieć. Spłoniesz w piekle Marika- pomyślałam.
-Po twoim liście- odpowiedziała, a mnie zatkało. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-On mnie kochał?- palnęłam bez zastanowienia. Rafa spojrzała na mnie z uśmiechem pod nosem.
-Jak nikogo innego. Kiedy cię poznał to przestał sypiać z kim popadnie, a potem długo nie mógł się ogarnąć po waszym rozstaniu... Kazał mi nie mówić, ale chyba powinnaś wiedzieć. Skoro już padło to pytanie. On zaczął ćpać po twoim wyjeździe, potem się ogarnął i znowu do tego wrócił- wyjawiła mi jego tajemnicę, a mnie po raz kolejny tego dnia zatkało. Jej słowa odbijały się w mojej głowie jak echo.
-Zaopiekuję się Davim... Idę się ubrać- oznajmiłam i poszłam do łazienki. Szłam totalnie oszołomiona. Nie wiedziałam co się dzieje. Wyjęłam papierosa i zapaliłam. Dopiero potem poszłam pod prysznic. Umyłam się dokładnie. Po wytarciu ciała nałożyłam na siebie balsam czekoladowy. Miał boski zapach. Weszłam na wagę. Tyle samo, co wczoraj. Niestety. W Barcelonie nad tym popracuję. Ubrałam się w to:

Włosy rozpuściłam, a full capa jak zawsze założyłam tyłem na przód. Uznałam, że jestem gotowa. Wzięłam tylko telefon, kartę od pokoju i portfel. Wszystko wsadziłam do nerki. Miałam już wychodzić, kiedy Brazylijka stanęła przede mną jednocześnie zasłoniła mi wyjście.
-Yyy Rafa?- zapytałam rozbawiona jej zachowaniem. Przypominała mi chłopca z kreskówki, który zobaczył ufo. Niestety nie pamiętam jak ta bajka się nazywała. Moje rozmyślania przerwało pytanie pięknej istoty stojącej przede mną.
-A ty?- tak mnie zdziwiła tymi dwoma słowami, że nie wiedziałam co robić. Mam się śmiać czy bać? Odbiło jej?
-Rafa jaśniej kochana- poprosiłam, przecież nie jesteśmy w Hogwarcie, a ja nie uczę wróżbiostwa czy  czegoś tam. Nie jestem też Nevillem czy Heromioną, którzy wszytko wiedza. Tak, lubię Pottera. Zastanawiam się czy aby nie złożyć tam podania. Chodzi mi o Hogwartu. TO chyba dobry pomysł- Jak myślisz złożyć podanie do Hogwartu?- zapytałam Rafy jak gdyby nigdy nic. Ona popatrzyła się na mnie jak na wariatkę, a potem obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem. Kiedy już przestałyśmy Rafka przeszła do rzeczy.
-Chodziło mi o to czy kochasz Neymara- wyznała. Czemu przez tą kobietę cały czas zamyka mi się buzia? Kłamać nie kłamać? O to jest pytanie. Boże, Marika co ci się dzieje? "Ręczniki, gorąca woda... Nie, nie ty jesteś kaczką. Kaczką, pamiętasz?". Mówiłam już, że lubię oglądać bajki? Nie? To teraz mówię. Kocham bajeczki. Odruchowo spojrzałam w lustro i ujrzałam moją twarz. Ciekawe dlaczego. Czy tylko mnie irytuje ten głos w mojej głowie? Czary są możliwe. Dobra wiem, że nie ale za marzenia się nie płaci. Podobno. Nie, na pewno się nie płaci. Gdyby tak było to bym już dawno zbankrutowała. Dobra opanuj się i jej odpowiedz.
-Nie umiem kochać skarbie... Taka ze mnie suka ot co- powiedziałam z uśmiechem- Pa kochana- pożegnałam się z siostrą piłkarza i poszłam do pokoju Alvesa, gdzie znajdował się mały. 
-Cześć chłopaki- wydarłam się wchodząc do ich pokoju. Oglądali bajki na łóżku. Dani tak się przestraszył, że spadł z łóżka. Zaczęłam się z niego śmiać jak opętana. Dołączył do mnie także uroczy blondynek zwany synem Neymara. Nagle drzwi łazienki się otworzyły i zobaczyłam w nich jego tatusia. Był w samych bokserkach, a jego włosy oklapły. 
-Davi tatuś się nie uczesał- powiedziałam w kierunku chłopczyka. On dziwnie się na mnie spojrzał, a potem na jedenastkę Barcy. Zaczął się znowu śmiać.
-Tata się w głowę pewnie uderzył- powiedział, a wszyscy zwijali się ze śmiechu oprócz Brazylijczyka, o którym to rozmawialiśmy. 
-Nie Davi... Tata po prostu nie ma dla kogo się stroić- naśmiewał się z niego Alves. Próbowałam tłumić śmiech, ale nie wytrzymałam. 
-Ale jak to? Wujek, przecież jest tu Mari, a on ją kocha bo jak wczoraj siedzieliśmy to...- nie dane było mu skończyć bo Neymar zaczął łaskotać swojego synka. 
-Kocham Cię synu najmocniej na świecie... Mów jaką chcesz zabawkę- po tych słowach sama spadłam z łóżka. Oczywiście ze śmiechu. Pech chciał, że prosto na Alvesa. Na prawdę długo się śmialiśmy. Nie mogłam się uspokoić. 
-Ty płaczesz!- krzyknął  Dani i zaczął się ze mnie nabijać. Często tak mam, że płaczę sobie ze śmiechu. A co nie wolno? Zaraz do pokoju wpadł Pique z Bartrą na plecach.
-Słyszałem, że ktoś tu płacze, a więc ja książę się zjawiłem- powiedział wymachując ręką. Już nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Brzuch zaczynał mnie boleć z tego śmiechu, a łzy ciekły z oczu. 
-A dlaczego to ja mam nie być księciem?- wydarł się na Marca obrońca z numerem 3. Pomyślcie sobie co ja tam właśnie przeżywałam. W taki sposób to mięśnie brzucha idzie wyrobić. Nadal leżałam na podłodze i zwijałam się ze śmiechu. Neymar się ubierał, a przynajmniej próbował. Po pierwsze śmiał się jak głupi, a po drugie Davi schował mu wszystkie skarpetki, a w zamian oddał swoje. 
-Stop... Błagam....- mówiłam przez śmiech. Hotel wariatów. Oni przestali trochę, ale i tak mnie śmieszył Neymar. Następnie weszła Rafa, Anto, Messi i Shak. Mieli miny jakby zobaczyli nie wiadomo co. To tylko ja i Dani leżący an ziemi. Na mnie siedzący Davi. Marc na komodzie, a Pique na łóżku. Neymar biegający z skarpetkami ze spider-man'a i ze smerfami w ręku. Miał na sobie jedną skarpetkę i koszulkę na lewą stronę. Widok dość normalny na ekipę z Barcelony. Z tego trzeba nagrać film! Dostanę Oscara. Ulepszymy to o różne moce i super stroje.Tak, mam genialne pomysły. Zobaczyłam jak Rafa wymyka się z Bartrą.
-Ja ci tu dziecko pilnować będę, a ty bez słowa idziesz z przyszłym tatusiem- zawyłam, a każdy się śmiał oprócz Neymara. On ma jednak kiepskie poczucie humoru.
-Jesteś w ciąży?- wydarł się na siostrę, a ja znowu ryczałam ze śmiechu. 
-Bliźniaczej- ledwo to powiedziałam przez śmiech. Spojrzałam na Daniego, ale i on już płakał- A mówiłeś na mnie- zwróciłam się do niego, a on wybuchnął jeszcze większym śmiechem.
-Rafa na prawdę?- zapytał Neymar, a ja nie wytrzymywałam tam. Każdy się chyba połapał o co chodzi tylko nie on. 
-Tak. Spójrz na Marikę- powiedziała poważnie, ale po chwili zaczęła się śmiać. On na mnie spojrzał, a ja mu pomachałam. Zrobił face palma i sam śmiał się ze swojej głupoty. W końcu wszyscy się ogarnęliśmy. Było ciężko, ale daliśmy radę. Neymar nie chciał puścić Rafy z Marcem, ale pociągnęłam go za rękę w poszukiwaniu jego skarpetek. Znaleźliśmy je, a zakochana dwójka wyszła. Reszta także się rozeszła. Została tylko nasza "wyjściowa" czwórka. Kiedy Ney wychodził śmialiśmy się z Danim i Davim z niego.
-Powiemy mu?- zapytał szeptem Brazylijczyk.
-Idzie przecież na wywiad- powiedziałam ze śmiechem, oni również się śmiali. Przybiliśmy sobie piątki i pomachaliśmy grzecznie piłkarzowi. On pojechał, a my urządziliśmy sobie bitwę na poduszki. Oglądaliśmy też trochę bajeczki, a potem spakowałam do reszty Daviego. Następnie przełączyliśmy na wywiad z Neymarem. Trwało to już trochę. Nagle prowadzący zapytał go o mnie.
-Marika Guardiola wróciła... Czy coś między wami znowu jest?
-Jesteśmy przyjaciółmi- powiedział krótko.
-Może coś więcej? Co myślisz o artykułach, w których piszą, że ona niszczy ci życie i leci na kasę? Jaka jest na prawdę? Kiedy się z nią ostatnio widziałeś?- zadawał po kolei pytania ten ciekawy facet.
-Myślę, że ludzie nie powinni pisać o innych, jeśli ich w ogóle nie znają. Marika jest wesoła, miła, noo z tym różnie, ale przeważnie jest miła, fajna i bardzo się martwi o swoich przyjaciół. Po co ma lecieć na czyjąś kasę skoro sama jest dość bogata? Jest modelką i trenerką personalną. Nie zniszczyła mi życia, a wręcz przeciwnie. Ostatnio widzieliśmy się przed wywiadem- mówił uśmiechnięty Brazylijczyk.
-Widać- stwierdził pytający. Popatrzyliśmy się z Danim zdziwieni. Ney również taki był- Ma pan koszulkę na lewą stronę- wyjaśnił, a my z Alvesem zaczęliśmy się śmiać. Juninho zawstydził się, a na jego policzkach mimo ciemnej karnacji można było dostrzec delikatne rumieńce. Bez namysłu zdjął koszulkę i ją przełożył na dobrą stronę. Strzeliliśmy sobie z moim towarzyszem face palma, a Davi patrzył się w telewizor i nie wiedział kompletnie co jego tata właśnie robi. Chwilę jeszcze pogadali i zakończył się wywiad. 
-A ty też uważasz go za przyjaciela?- zapytał się Dani. Przewróciłam tylko oczami.
-Co wy z tym macie?- odpowiedziałam mu pytaniem na pytaniem.
-Co?- był zdziwiony moją reakcją.
-Dzisiaj Rafa pytała się mnie czy go kocham- wyjaśniłam.
-I co powiedziałaś?- był taki ciekawski. Cały on.
-W słowo w słowo mam powtórzyć?- zapytałam, a on mi przytaknął- Nie umiem kochać skarbie... Taka ze mnie suka ot co- powtórzyłam swoje słowa z rana.
-Przekonałaś ją?- zapytał.
-Czemu miałabym ją przekonywać?
-Bo to nie prawda.
-Wiesz lepiej co nie?
-Gdybyś go nie kochała to byś powiedziała, że nie- wyjaśnił swój tok rozumowania.
-To nie jest takie proste jak ci się wydaje- oznajmiłam mu. Pokręcił głową i uśmiechnął się pod nosem. 
-Mari kocha Neya!- wydarł się, a w tym samym czasie do pokoju wszedł Junior. Jestem pewna, że na moich policzkach widać było małe, różowe kółeczka. Jak ja tego ie lubię. Zabiję- powiedziałam bezgłośnie w stronę Daniego. Powiedzcie mi czy on w ogóle myśli? Oczywiście, że nie. Bo po co? Jest piłkarzem to nie potrzebny mu mózg. Muszę go w coś wkopać. Tylko dolecimy do Barcelony... Już ja się postaram o kilkanaście dodatkowych kółeczek dla niego. Zwiedzi sobie stadion. 
-Dlaczego mi nie powiedzieliście?- zapytał lekko zły napastnik.
-Było śmiesznie- wyjaśnił Alves.
-Wiesz, że oni sobie pomyśleli, że my ze sobą spaliśmy?- zwrócił się do mnie, a ja zamarłam.
-O kurwa- tylko tyle zdołałam wypowiedzieć.
-Spoko, powiem, że było fajnie- zapewnił mnie. Cóż za pomoc i pocieszenie. Nie chciałam się nic na ten temat odzywać- Synku chodź jedziemy... Ciocia Rafaela zaraz będzie na dole, a my się jeszcze musimy spakować- wyjaśnił.
-Mama mnie spakowała- odpowiedział dumny. Stanął przed Neyem z dinozaurem i tym ślicznym uśmiechem. To chyba u nich dziedziczne. 
-W takim razie zabieramy mamę i wujka na lody- powiedział, biorąc małego na ręce. Zrobił mu tak zwanego samolota. 
-Ja muszę się jeszcze spakować- zaprotestował Dani. Wiedziałam, że zrobił to specjalnie. Neymar pomógł mi wstać z podłogi, na której siedzieliśmy. Założyłam mojemu synkowi buciki i wyszliśmy. Davi trzymał za rękę mnie i tatę. Tego mi brakowało w dzieciństwie. Chociaż on też nie ma tak łatwo. Tata cały czas za granicą. Bardzo daleko od niego, a mama ma go gdzieś. Mógłby przeprowadzić się do Barcelony. Oboje by za sobą tak nie tęsknili. Z transu obudził mnie głos małego.
-Mamo jakie chcesz lody?- zapytał wesoło.
-Ja kochanie nie chcę lodów- odpowiedziałam z uśmiechem. 
-Mari co się dzieje?- spytał Neymar. Kochałam jak wymawiał moje zdrobnienie imienia. Dużo osób tak na mnie mówiło, ale w jego ustach brzmiało to zupełnie inaczej. Co się ze mną dzieje? 
-Nie mam ochoty- odrzekłam. Nie powiem mu, że się odchudzam bo zaraz by powiedział mojemu tacie. Brakuje mi już tylko kilka kilogramów do upragnionej wagi. Po lodach poszliśmy z chłopakami na plac zabaw. Pobawiliśmy się z malutkim i musieliśmy pojechać na stację kolejową. Pożegnałam się z moją siostrą bo tak nazwalam Rafe, a ona powiedziała do mnie przyszła bratowa. Długo trzymałam w objęciach Daviego. Starałam się nie rozpłakać, ale kiedy weszli do pociągu i odjechali nie dałam rady. Z moich oczu popłynęły łzy. Neymar natomiast miał je w oczach. Słona ciecz płynęła po moim policzku. 
-Nie płacz- szepnął mój towarzysz. Zbliżył się do mnie i niepewnie mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk. Nie oszukujmy się potrzebowałam teraz czyjeś bliskości. Nienawidzę pożegnań. Pojechaliśmy z powrotem do hotelu. Chłopaki wymyślili imprezę. Na początku nie chciałam bo totalnie zepsuł mi się humor przez wyjazd tego malca, ale dziewczyny mnie namówiły. Szykowałyśmy się u mnie. One już zeszły, a ja nadal siedziałam w pokoju. Nie szykowałam się. Siedziałam na łóżku i słynęła mi pojedyncza łza. Nawet nie wiedziałam, że będzie mi go tak brakować. Ich obu. Neymara i Daviego. Zeszłam na dół w takim stroju:


Włosy miałam tylko rozpuszczone, a oczy pomalowane na czarno- złoto. Nie było źle. Zeszłam na dół i okazało się, że czeka na mnie Neymar. Każdy się podzielił, a Alves wepchnął się do taksówki sam. On robi wszystko, żeby nas ze sobą zeswatać. To się nie uda. Za bardzo go skrzywdziłam. Dopiero teraz rozumiem jaką byłam egoistką. Mogłam wtedy to z nim wyjaśnić. Uniosłam się dumą. Postanowiliśmy przejść się. do klubu, ponieważ wcale nie był tak daleko.
-Wiesz, że oni chcą nas zeswatać?- zapytał po chwili Brazylijczyk. Przytaknęłam mu tylko głową. Myślami byłam przy tym samym temacie. Chyba go kocham. Nie. To na pewno tylko głupie zauroczenie, które przyszło bo nie mam nikogo na prawdę bliskiego obok siebie. 
-Mogę zabrać cię najpierw jedno miejsca?- zapytał ponownie.
-A gdzie?- serio chciałam z nim spędzić trochę czasu. Zastanawiałam się nad wyjazdem z tatą do Niemiec. Język jako tako znam. Musiałabym tylko trochę sobie przypomnieć i było by dobrze. 
-Niespodzianka!- krzyknął i wziął mnie na ręce, po czym zaczął biec. Śmialiśmy się jak głupi. To było niesamowite. Okazało się, że Neymar zabrał mnie na plażę. Delikatnie wiał wiatr, a morze szumiało. Było cicho i ciemno, ale fajnie. Usiedliśmy na jednym z kamieni, a ja poczułam, że robiło mi się zimno. Nastawiłam się na klub, a nie na zimna, morską bryzę. Mimo to, to w nim uwielbiałam. Potrafił być spontaniczny. 
-Zimno ci- powiedział ze śmiechem.
-No wiesz nie uprzedziłeś, że będziemy siedzieć na plaży- powiedziałam uśmiechnięta. Przy nim mogłam być sobą. Nie musiałam nikogo ani niczego udawać, choć tak często to robiłam. Odpychałam go, kiedy chciałam rzucić się na szyję. Stop. Nie myśl tak. Ney zdjął z siebie kurtkę i chciał mi ją założyć.
-Nie chcę- zaprotestowałam.
-Jestem dżentelmenem, a tobie jest zimno- stwierdził z nie małym uśmiechem.
-Ney na prawdę nie...- nie dał mi nawet skończyć. Przerwał w połowie.
-Co ty filmów nie oglądasz? Jak ci daję to masz wziąć moją kurtkę bo  zamarzniesz, a ja próbuję być uprzejmy- wyszczerzył się do mnie i nałożył mi ją na swoje ramiona. Sięgała mi do połowy ud. On zarzucił swoje ręce na moje ramiona i siedział tak, przytulając mnie od tyłu. 
-Rafa i Dani by powiedzieli, że romantyczny- zaśmialiśmy się na te słowa oboje -Neymar...
-Tak?- zapytał, jakby o czymś długo myślał.
-Co się z nami stało?- zapytałam. Nie wiem po co. Po prostu chciałam wiedzieć. Chciałam znów poczuć się 3 metry nad niebem.
-Właśnie nad tym myślałem- uśmiechnął się lekko- Nieporozumienia, błędy, duma...- wypowiedział, a ja w pełni się z nim zgadzałam. W końcu postanowiliśmy pójść do klubu. Neymar mnie zasunął przez co musiałam komicznie wyglądać w jego wielkiej kurtce. Doszliśmy do bawiących się już tam piłkarzy i oddaliśmy się w wir zabawy. 




Mamy 34 rozdział :D Taki romantyczny xd Nagle Marika i Neymar się nie bili ani nie byli dla siebie chamscy xd Jakoś tak się nam miło zrobiło :) Czas to zmienić? :* Dziękuję za każdy komentarz :)

Zapraszam także na mojego instagrama: https://instagram.com/werczi1608/





















piątek, 20 lutego 2015

33. Nigdy nie będziesz sama.

W nocy spałam dość niespokojnie. O ile ranek można nazwać nocą. Budziłam się co chwila. Kiedy to robiłam przed moimi oczami pojawiały się najgorsze chwile w moim życiu. Zastanawiałam się dlaczego moje życie jest takie popaprane. Matka się mną nie interesowała, wychowała mnie ulica, problemy z prawem, o których nawet Neymar nie wiedział, ćpanie, cięcie się, molestowanie... A dorośli i tak powiedzą: "To nastolatka bez problemów... Co ona może wiedzieć o życiu?". Nie rozumiałam dlaczego Bóg postawił mnie przed tymi wszystkimi próbami. Myślałam już nawet o tym, że Go nie ma. Tyle nieszczęść na tym świecie, tyle smutku w ludziach, ta samotność i cierpienie jakie odczuwają, wojny, głód, bieda... Ale wtedy przypomniałam sobie jedną z rozmów za czasów kiedy byłam dziewczyną piłkarza. Powiedział mi wtedy ile szczęścia daje Bóg. Miał rację. Dzięki niemu się cieszymy, są długo wyczekiwane dzieci, radość z życia... Położyłam się jeszcze i usnęłam. Sen mi był potrzebny. Po godzinie znowu wstałam, ale już się nie kładłam. Spojrzałam na zegarek- 9:30. Trzeba by było się ogarnąć, ale tak mi się nie chce. Dzisiaj mecz. Ciekawe jak tam Neymar. Przekręciłam głowę w bok i ujrzałam puste łóżko, a na nim kartkę.
"Dziękuję za wczoraj <3 Jestem na treningu :) Dziękuję i przepraszam...
                                                                                               NJR"

Nie musiał mnie przepraszać. W sumie nie miał za co. Postanowiłam się ubrać, ale najpierw poszłam wziąć kąpiel. Siedziałam w wannie blisko godzinę. Nie wiem może myślałam, że woda spłuka moje wszystkie smutki. Musicie wiedzieć... Może i wyglądam oraz zachowuję się jak zimna suka bez uczuć, ale wczorajsza sytuacja z Neymarem na prawdę mną wstrząsnęła. To nie jego wina, że mnie wczoraj uderzył. Rozumiałam go. Wyszłam z wanny i wytarłam starannie swoje ciało. Wyjęłam z kosmetyczki balsam czekoladowy, którym się nasmarowałam. Spojrzałam w lustro, a przez moja myśl przechodziło tylko jedno pytanie... Jak mogliśmy tak to wszystko spieprzyć? Szybko jednak się ogarnęłam. Zauważyłam wagę w kącie. Dziwne- w pokoju hotelowym waga. Dawno tego nie robiłam, ale musiałam się zważyć. Ważę 47 kg przy wzroście 167 m. Sprawdziłam na internecie- niedowaga. Jednak mnie to i tak nie zadowalało. Byłam zła, że tyle ważę. Nigdy  nie będę dla siebie wystarczająco dobra. Odpędziłam od siebie moje złe myśli i podeszłam do szafy. Ubrałam się w to:

Wróciłam jeszcze do łazienki, aby się umalować. Tak, mam dzisiaj zły nastrój i po prostu chcę się pomalować. Jak się domyślacie na czarno. Jest jeszcze jeden powód, dla którego musiałam to zrobić. Mam małą ranę na policzku. Spojrzałam na łuk brwiowy, z którego wczoraj leciała mi krew. Nie jest najlepiej. Cóż zasłoniłam to grzywką i przykryłam pudrem, ale cholernie szczypało. Uczesałam się i poszłam zobaczyć co z Davim. Okazało się, że poszedł z Rafą i dziewczynami na lody. Nie chciały mnie budzić. Może to i lepiej. Poszłam na trening mojej ukochanej Barcelony. Gdyby nie oni mogę śmiało powiedzieć, że mnie by tu nie było. Sama bym sobie nie dała rady. Zasiadłam na ławce trenerskiej i wzięłam do ręki jakąś kartkę. To chyba statystyki czy coś innego, ale na pewno mojego taty. Patrzyłam na to z miną typu "wtf?". Wszędzie kolorowo i dużo cyferek. Za dużo jak dla mnie, a musicie wiedzieć, że ja nie lubiłam dostawać oczopląsu. Podszedł do mnie tata i pocałował w obolały policzek. Z trudem powstrzymałam się od syknięcia.
-Coś się ostatnio mało widujemy- powiedziałam, a on usiadł obok mnie. Mieszkaliśmy razem, ale wcale nie rozmawialiśmy. Wiem, że tata musi pracować, ale wcześniej miał dla mnie więcej czasu.
-Muszę ci coś powiedzieć- nieee.... Znowu poważna rozmowa. Był taki stanowczy, a jego wyraz twarzy był smutny, pełen żalu i jakiś dziwny. Chyba, że to ja po prostu nie potrafię rozszyfrować ludzkich uczuć. W sumie to bym się nie zdziwiła. Sama nie wiem co ja czuję, a co dopiero co czują inne osoby- Barca nie przedłuży z mną kontraktu... Wyjeżdżam do Niemiec-wyznał, a mnie po prostu zamurowało. Analizowałam w głowie jego słowa i nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Dlaczego wtedy kiedy jest ze mną tak źle? Kiedy w ogóle sobie nie radzę? Chciałam mu teraz powiedzieć, że znowu mam problem, ale nie w tej sytuacji. Zerwałam się z miejsca i wybiegłam. Zareagowałam jak głupia małolata. Wtedy mnie to nie obchodziło. Nie chciałam zostać sama. Słyszałam jak mężczyzna, który miał wyjechać woła moje imię. Biegłam. Rana obok brwi bardzo mnie bolała. Stanęłam i złapałam się za to miejsce. Po chwili szłam powoli do pokoju hotelowego. Miałam nadzieję, że Rafy jeszcze nie będzie. Pierwszy raz pomyślałam, aby znaleźć coś ostrego i zrobić czerwone ślady, które po czasie przerodzą się w blizny. Czułam się samotna. Mimo tych wszystkich ludzi wokół. Pewnie tego nie zrozumiecie. Mało osób to pojmie. "Bo depresja jak tyfus niszczy społeczeństwo, i niektórzy poddają się tej dziwce zbyt często". To prawda. Tekst Słonia idealnie oddawał ten stan. Tkwiłam w nim odkąd skończyłam 14 lat. Nie wierzycie? Powiecie pewnie: " Nie mów, że 14 latka ćpała czy piła... To jeszcze dziecko, które nie zna problemów". Owszem zgodzę się, że to dziecko. Tylko powiedzcie mi w taki m razie dlaczego tyle osób w jej wieku popełnia samobójstwo? "A każdego dnia siedemnastu z nas z parapetu okna skoczy zatrzaskując oczy"? Dlaczego to w tym wieku zaczynamy się ciąć? W tym wieku próbujmy alkoholu, zaliczamy pierwszy zgon. Później bierzemy narkotyki. Jest także ten pierwszy raz, który nic dla nas nie znaczy. Te dzieci wychowuje ulica. W domu patologia. Spójrz czasem w oczy takiego dziecka. Jeśli ujrzysz w nich radość lub szczęście to musiało coś brać albo jest kurewsko silne. W większości z nich zobaczysz smutek, złość, nienawiść, niezrozumienie, niechęć i ból. Na ustach każdy ma uśmiech. Nauczyliśmy się wszystko maskować. Wychodząc do ludzi zakładasz maskę. W końcu dochodzi do tego, że uśmiechasz się, aby nie płakać. Mówisz sobie, że masz się cieszyć życiem bo inni mają gorzej, ale nie potrafisz. Starasz się, ale czasem nie dajesz rady. Twoja rzeczywistość jest pokolorowana markerem i ołówkiem. Gdzie podziały się flamastry i kredki? Ktoś wyrzucił je do kosz. Gdzie te sklepy, w których można je kupić? Zapotrzebowanie było zbyt duże. Kończąc ten melancholijny nastrój powiem wam, że poszłam do pokoju. Trzasnęłam drzwiami i nie chciałam z nikim rozmawiać. Jednak już po chwili usłyszałam pukanie. Otworzyłam je.
-Chcę być sama!- wrzasnęłam, myśląc, że to tata. Myliłam się. W progu stał Neymar. Nie czekając na moje zaproszenie po prostu wszedł do środka. Zamknęłam drzwi i stanęłam naprzeciwko niego. Patrzyliśmy sobie w oczy. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, a wtedy poczułam jego silne ramiona ciasno oplatające moje ciało. 
-Nie chcę zostać sama- wyszeptałam. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale potrzebowałam czyjeś obecności. Prawda była taka, że nie dawałam sobie rady. Czasem przychodzą te złe momenty w życiu każdego człowieka, a ja zdecydowanie taki miałam. Nie miałam tylko pojęcia co robić. Opowiedziałam Neymarowi co się stało. Dlaczego ja się mu zwierzyłam? Miałam tylko mu pomóc. To było silniejsze ode mnie. Jakoś mu ufałam. Czemu? Sama chciałabym wiedzieć. Moje zaufanie zdobywa się bardzo trudno, ale on znowu mnie przełamał. Zupełnie jak kilka lat temu. 
-Nigdy nie będziesz sama... Są chłopaki, dziewczyny- powiedział i przełknął głośno ślinę- Jestem ja- wypowiedział te słowa bardzo powoli, ostrożnie jakby bał się, że go zaraz odepchnę. Miał rację. Odsunęłam się od niego. W tym momencie cholernie zapiekła mnie rana przy łuku brwiowym. Syknęłam z bólu.
-Co jest?- zapytał przerażony. Martwił się czy mi się tylko wydawało? Stawiam na to drugie.
-Nic- odparłam. Poszłam do łazienki zmyć tapetę jaką miałam na sobie bo dopiero po pomalowaniu się tak bardzo mnie to szczypało. Wcześniej odczuwałam tylko ból, ale nic więcej. Do pomieszczenia wszedł Neymar.
-Wyjdź- powiedziałam ostro, choć wcale nie miałam takiego zamiaru. On nic nie powiedział. Patrzył się w moje odbicie w lustrze. W końcu wziął ode mnie wacik i zmył resztę mojej tapety. Jego oczy nagle stały się większe, a twarz pobladła. Nie widziałam o co mu chodzi. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam zupełnie normalnie. O co więc może mu chodzi? Złapał mnie za dłoń. Trzymał ją lekko, jakby bał się, że coś mi zrobi. Wydawało by się, że po wczorajszej sytuacji to ja powinnam się bać, ale jego. Nie było tak. Nawet nie przeszło mi to przez głowę.
-Przepraszam.... Jak ja mogłem... Wybacz mi... Prze... Przepra... Przepraszam... Ja... Ja... Ja nie wiem jak cię przepraszać bo słowa tu nie wystarczą- mówił łamiącym się głosem, a co chwila przerywał. Nie mógł ułożyć spójnego zdania. Ruszyło to nim. 
-Nie musisz mnie przepraszać. Rozumiem. Sama kiedyś ćpałam i wiem, że wtedy to nie byłeś ty- zapewniłam go. Wiedział, że zrobił źle. Dobrze, że to wie, ale obawiam się, że wpadł w to bagno po uszy. Miejmy jednak nadzieję, że będzie dobrze. Musi się jakoś wylizać.
-Twoje czoło, policzek, ręka... Obroniłaś mojego syna- mówił i był wyraźnie w szoku. Jeśli miałabym cofnąć czas to zrobiłabym to jeszcze raz. 
-Musisz z nim porozmawiać... On nie wie co się stało, nie rozumiał tego, a ja wczoraj nie dałam rady mu tego wytłumaczyć. Uśpiłam go i powiedziałam o dragach Anto, Shak, Leo, Gerardowi i Rafie- poinformowałam go. Nie chciałam, żeby wynikły z tego jakieś nieprzyjemności. 
-Zorientowałem się- spojrzałam na niego pytająco- Tylko oni nie byli dla mnie dzisiaj chamscy- wytłumaczył. Było mi go żal. Wiedziałam jak się czuł. Coś im chyba powiedziałam. Oni wszyscy są kretynami- Chodź- pociągnął mnie za rękę.
-Gdzie?- zapytałam zdziwiona jego poleceniem.
-Wsiadaj- rozkazał ponownie. Wsiadłam posłusznie do samochodu, a całą drogę pytałam gdzie jedziemy. On natomiast zmieniał tylko tematy. W końcu sobie odpuściłam i siedziałam obrażona z głową zwróconą ku szybie. Dojechaliśmy pod biały budynek, którym był szpital. NA parkingu było dużo samochodów. Przed wejściem do środka tego znienawidzonego przeze mnie miejsca stało kilka osób. Większość z nich paliła albo rozmawiała przez telefon. 
-Co my tu robimy?- zapytałam, wysiadając z samochodu Latynosa. Znowu nie doczekałam się odpowiedzi tylko poczułam pociągnięcie za rękę, która mnie bolała. Syknęłam kolejny raz, a Neymar słysząc to wziął mnie na ręce. Wszedł ze mną do pomieszczenia i udał się do recepcji. Nie zwracając uwagi na kolejkę zaczął mówić rudej dziewczynie przed komputerem, że mam rozcięty łuk brwiowy i coś z ręką. Wydawało mi się, że kobieta tylko dlatego mnie wpisała i zawołała lekarza bo nie chciała słuchać lamentów piłkarza. Poprosiłam go, aby wreszcie mnie puścił, ale on zaniósł mnie do sali, gdzie miał zająć się mną lekarz. 
-Mogę zostać?- zapytał od razu mojego prowadzącego. Starszy mężczyzna z siwą już brodą i tego samego koloru włosami uśmiechnął się pod nosem i kiwnął głową. Był dla mnie bardzo miły. Podczas badań opowiadał mi dowcipy. Był to gruby mężczyzna w białym kitlu. Wydawał się być człowiekiem wesołym. Jego buty także to mówiły. Każdy nosił białe lub czarne chodaki, a  on miał je fioletowe w kolorowe wzorki. Znajdowały się na nich potworki, zwierzątka, ludziki i jakieś jedzenie. Śmialiśmy się w trójkę, że aż miło. Okazało się, że mój łuk brwiowy był do zszycia, a ręka nadawała się do stabilizatora. Na plecy dostałam specjalną maść. W czasie, gdy zabawny doktor przygotowywał się w innym pomieszczeniu do zabiegu jakim było zszycie mojej rany porozmawiałam z "11" Barcy.
-Po co ty mnie tu przywiozłeś?- zapytałam. On był bardzo przejęty całą sytuacją. 
-Bo wiedziałem, że musi cię obejrzeć lekarz... Przez moją głupotę- odpowiedział, a ostatnie zdanie wyszeptał. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Był zły i smutny. Za bardzo się tym wszystkim przejmuję, przecież nic takiego mi nie jest.
-Albo o tym zapomnimy albo się pokłócimy- odpowiedziałam hardo. Wlepił we mnie te swoje czekoladowe oczy i lustrował moją twarz. Czułam się jakby wypalał w niej wielką dziurę, a z nieznanych powodów poczułam ciepło na policzku. Na bank wkradł się na niego rumieniec. Potwierdzeniem mojej teorii był uśmiech Neymara. Zgodził się. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. Lekarz zszył mi rankę i pouczył, że następnym razem mam od razu udać się do lekarza i na pewno nie przykrywać tego makijażem. Jestem pewna, że nie będzie następnego razu. Pojechaliśmy do hotelu, w którym byliśmy zakwaterowani. Od razu chłopaki porwali mojego osobistego kierowcę. Tata chciał ze mną pogadać.
-Co ci się stało?- zapytał przestraszony.
-Biliśmy się z Neymarem na poduszki i się odwróciłam i wpadłam na drzwi- skłamałam. Zaśmiałam się w duchu za tą głupią wersję wydarzeń. 
-Nic ci nie jest?- pytał, a ja nie miałam ochoty na rozmowę. Wystarczy, że byłam zmuszona gadać z Neymarem. Dobra... Może nie zmuszona, ale byłam skazana na jego towarzystwo i to nie z własnej woli. 
-Nie... Ja będę szykować się na mecz- powiedziałam, aby uniknąć dalszej konwersacji. Tata klepnął się w czoło. Powiedział, że jakby co to wiem gdzie jest i pobiegł się chyba wyszykować. Miał mało czasu. Kibice podobno zbierali się już na stadionie. Dziwne, że nikt nie ogarnął, że mi ktoś przywalił. Nie nazwę tego pobiciem bo to brzmi tak, jakby ta osoba była jakaś nienormalna i niezrównoważona, a wcale tak nie było. Można powiedzieć jedynie, że była niedojrzała i pogubiona. Przebrałam jedynie koszulkę. Założyłam bordowo- granatową bluzkę z moim nazwiskiem. Na plecy założyłam szalik ukochanego klubu i sama do siebie się uśmiechnęłam. Chłopaki wyszli wcześniej, niż dziewczyny. Spotkałam się z nimi u mnie w pokoju. Shak jeszcze poprawiała makijaż, a Rafa szybko się przebierała. Śmiałyśmy się z niej, że zaliczy życiówkę. Po dość długim oczekiwaniu wreszcie udałyśmy się na stadion. Mecz rozpoczął się piłką dla przeciwnika. Santos jednak zaraz ją stracił. W 3' gola strzelił Pique, który zadedykował gola swojemu synkowi i jego mamie. Potem strzelił jeszcze Leo, który zdobył hattricka.  Koniec pierwszej połowy zakończył się wynikiem 4:0. Po kilkunastu minutach przerwy,  w których żwawo dyskutowałyśmy z dziewczynami zaczęła się druga połowa meczu. Tym razem gola strzelił Neymar, który zaraz potem został sfaulowany. Odgwizdano rzut karny. Wykonał go także Ney, ale nie trafił. Ostatnią piłkę do bramki wbił Pedro. Atmosfera na stadionie była wspaniała. Ostatecznie wygraliśmy 6:0. Chłopaki bardzo się cieszyli i nawet zapomnieli o tym, że mają nie odzywać się do Neymara. Chodzi mi o to, że przecież mówił, iż na treningu był koszmar. On nigdy nie przesadzał z takimi wyznaniami. Wiedziałam, że musiało być okropnie. Potem zorganizowano wielką fetę z okazji zwycięstwa. Cieszyłam się z tego, ale nie miałam ochoty dzisiaj świętować. Wymigałam się bolącą głową i poszłam do pokoju. Nagle wparował do niego nie kto inny jak Neymar.
-Cześć- wyszczerzył się.
-Dawno się nie widzieliśmy- powiedziałam z ironią w głosie.
-Mogę wejść?- zapytał.
-Po co?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Nie widziałam sensu w ponownych odwiedzinach Brazylijczyka.
-Pogadać- uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-Co się tak szczerzysz?- zapytałam. Co z tego, że nadal staliśmy w progu.
-Powiedziałem przed meczem wszystkim chłopakom, że brałem- odpowiedział.
-Dlatego ci podawali- udawałam zamyśloną.
-Bardzo śmieszne panno Mariko- odrzekł, a ja wybuchnęłam śmiechem. On również.
-Mogę wejść?- ponowił pytanie zadane gdzieś na początku naszej rozmowy.
-Nie widzę takiej potrzeby- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Ale...- chciał protestować, ale mu na to nie pozwoliłam.
-Co za dużo to nie zdrowo- powiedziałam i zamknęłam mu drzwi przed nosem.
-I tak mnie kochasz- powiedział przez drzwi. Coś tam jeszcze gadał, ale nie zwracałam na to uwagi. Pomogę mu i na tym będzie koniec. Nie mam zamiaru znowu komuś ufać, a potem cierpieć.  Wzięłam prysznic, po czym przebrałam się i poszłam spać.


33 rozdział :3 Jak wrażenia? Podoba się? 
Bardzo dziękuję za te wszystkie komentarze <3 Miałam doła, ale kiedy je przeczytałam to miałam łzy w oczach... Tak bardzo mnie to zmotywowało. Poruszył mnie bardzo komentarz, że powinnam książkę napisać :') Jak to wspominam to mam łzy w oczach <3 Dziękuję wam za to <33

























czwartek, 19 lutego 2015

32. Przepraszam.

Rano obudziłam się w dobrym humorze. Co prawda wstałam po 8, ale nie było tak źle. Rafa obudziła się zaraz po mnie. Właśnie sprawdzałam portale społecznościowe. W sumie nic ciekawego. Nagle natknęłam się na artykuł pod tytułem "Neymar nadal zakochany?". Nie wiem co mnie pokusiło, żeby to sprawdzić. Weszłam w link do strony, gdzie znajdował się artykuł. Były tam jego zdjęcia z Jessicą oraz zdjęcie jak szliśmy obok się siebie do hotelu. Pisali tam, że Neymar rzekomo rozstał się z dziewczyną dla mnie albo że dawna miłość, czyli ja znów powróciła, aby namieszać w życiu piłkarza. Nie wiedziałam czy dobrze robię, idąc z Neymarem i Davim do tego wesołego miasteczka i tak dalej. Pff... To na pewno nie był dobry pomysł. Mam nadzieję, że Ney nie powiedział jeszcze synkowi, że miałam z nimi gdzieś iść. Nie chciałabym, aby poczuł, że znowu nie dotrzymuje obietnic. Ja po prostu nie chcę nikomu niszczyć życia. Dziennikarze mają rację. Gdziekolwiek się pojawię zaraz są kłopoty. Co ja mam takiego w sobie, że nigdy u mnie w życiu nie jest normalnie? Jestem w czymś gorsza? Postanowiłam udać chorą. Wybiegłam do łazienki niby w celu zwymiotowania, ale wcale się tak nie stało. Wyszłam z łazienki z nieciekawą miną. Rafa była wystraszona i się o mnie martwiła. Wiem, że to z mojej strony nie fair, ale musiałam coś wymyślić.
-Mari skarbie... Co się stało?- dopytywała Brazylijka. Było mi trochę głupio, że ją okłamuję, ale w tej sytuacji nie miałam innego wyjścia. Samo tak wyszło.
-Nie wiem... Chyba coś mi zaszkodziło- powiedziałam smutna.
-Biedna... To zostaniesz dzisiaj w pokoju dobrze? Ja odwołam spotkanie z...- w tym momencie przerwała swoją wypowiedź i zamilkła. Coś przede mną ukrywa.
-Z?- zapytałam z lekkim uśmiechem, aby się nie zdradzić.
-No dobra powiem ci... Z Bartrą, ale nie mów nikomu  a zwłaszcza Neyowi. On go nie cierpi- zwierzyła się.
-O której miałaś się z nim spotkać?- zapytałam podekscytowana. Cieszyłam się jej szczęściem. Widać było po niej, że się zakochałam. Muszę tylko pogadać z Marcem co on do niej czuję.
-Zaraz odwołam to spotkanie i...- nie dane było jej skończyć.
-Szybko idź się szykuj  a ja pójdę się zaraz przejść to mi się może lepiej zrobi- Rafa ucieszyła się niesamowicie. Wreszcie pomyślałaś o kimś innym, niż o sobie. Pomogłam uszykować się Rafaeli. Wyglądała pięknie. Biały top z nadrukiem i jasno niebieskie szorty z wysokim stanem z brązowym paseczkiem. Nie wiedziała jednak jakie ma założyć buty. Ja na jej miejscu założyłabym zwykłe trampki, ale ona jest zupełnie inna. Ma inny styl. Pomyślałam chwilę i poradziłam jej, aby założyła brązowe rzymianki, ponieważ nie wiadomo gdzie zabiera ją Marc. Dzięki temu udało nam się pogodzić wygodę i piękno. Dziewczyna jeszcze się pomalowała. Jak dla mnie- osoby, która wcale się nie maluję... No chyba, że ma zły dzień to zrobiła zbyt mocny ten makijaż, ale i tak wyglądała ślicznie. Największy problem miała z torebką bo jak twierdziła żadna jej nie pasowała do ubioru. Chciała w końcu wyglądać perfekcyjnie.  Pożyczyłam jej czarną torebkę na złotym pasku. Nie zbyt elegancką, ale też nie taką zwykłą. Rafa dobrała jeszcze biżuterię, a potem zrobiła sobie zdjęcie, które wrzuciła na insta z dopiskiem: "Na spotkanie z przyjacielem <3 Dziękuje kochana za pomoc ;***". Przytuliłam przyjaciółkę na pożegnanie i dałam kopniaka na szczęście. Widać było, że bardzo cieszy się z tego spotkania. Uśmiech sam wkradł się na moje usta. Po jej wyjściu postanowiłam się wreszcie ubrać. Postawiłam na to, ponieważ nie miałam dzisiaj w planach nigdzie wychodzić.

Następnie swoje włosy tylko rozczesałam. Na prawdę podobał mi się mój nowy wygląd. Umyłam swoje kły, a potem twarz i ręce. Zrobiłam sobie zdjęcie na instagrama i wrzuciłam je z dopiskiem: "Nowy Brazylijski look xD". Zastanawiałam się nad zrobieniem nowego tatuażu. To byłoby ciekawe. Z każdego kraju inny tatuaż. Jeszcze pomyślimy nad tym. Zapytam się Daniego czy zna jakieś dobre studio. Liczę, że tak. Nie miałam co robić w pokoju, ale nie mogłam nigdzie wychodzić bo byłam "chora". Chyba na mózg. Włączyłam, więc telewizor i zaczęłam oglądać powtórkę meczu Real Madryt- Schalke 04 Gelsenkirchen. Ronaldo wreszcie się odblokował. Chociaż i tak nie był widoczny w tym meczu. Piękną bramkę strzelił Marcelo. Chciałabym go poznać. Wydaje się być świetnym facetem bo piłkarzem to jest na pewno. Mecz zakończył się wynikiem 2:0. Właśnie miał być wywiad z Marcelo, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Mozolnie zwlekłam się z łóżka, aby zobaczyć kto czegoś ode mnie chce. Rafa raczej jeszcze by nie wróciła. Otworzyłam ciemny prostokąt, a za progiem ujrzałam Neymara z Davim. Gorzej być nie mogło. Czemu on przyszedł z Davim? Gdyby przylazł tu sam, a jemu zrobił niespodziankę, której wcale by już nie miał... Mały rzucił mi się na ręce. Przytuliłam go na powitanie. Gestem ręki zaprosiłam piłkarza do środka.
-Gotowa?- zapytał. Cholernie się denerwowałam. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Miałaś przecież doskonałą wersję, że jesteś chora. Wdech, wydech i kłam. Dla ciebie to nic trudnego. Niestety, ale wcale tak nie było. Bałam się, żeby nie poznał prawdy. W końcu wzięłam się w garść.
-Chyba nie dam rady, żeby dzisiaj iść z wami- wyznałam. Widziałam jak uśmiech opuszcza małego. Natychmiast posmutniał. Było mi tak cholernie przykro, ale powtarzałam sobie, że to także dla niego. Nie mogłam i nie miałam prawa niszczyć nikomu życia ani opinii. Wystarczy już, że mnie wszyscy ludzie mają za rozkapryszoną małolatę, która do niczego się nie nadaje. 
-Dlaczego?- zapytał tym razem synek "11" Barcy. 
-Źle się czuję kochanie... Coś mi wczoraj zaszkodziło o bardzo boli mnie brzuch i głowa... Rafa mówiła, żebym się położyła wiesz... Ale obiecuję ci, że jakoś to nadrobimy- zapewniłam go, ale wiedziałam, że tak nie będzie. Przynajmniej nie z jego tatą. W sumie z nim samym też nie. Od razu gazety miały by tematy do pisania. 
-Daviś pójdziesz na chwilkę do wujka Daniego? -zapytał Neymar. Ohoo... Szykuję się jakaś pogawędka. Coś czuję, że wcale nie będzie to przyjemna rozmowa. Chłopiec chciał już wyjść, ale rzuciłam tylko, że go odprowadzę. Jego tatuś mówił coś o tym, że pokój na przeciwko czy coś... Ja jednak wolałam go tam zaprowadzić. Pożegnałam się z blondynem i wróciłam do swojego pokoju.
-O czym chcesz gadać?- nie chciałam odbyć tej rozmowy. Widziałam po jego oczach, że to nic dobrego nie przyniesie. O nie, nie, nie. Jego oczy stały się jeszcze bardziej czarne, niż zwykle. 
-Czemu go okłamujesz?- spytał wściekły. Postawiłam rżnąć głupa. Może mi się uda.
-Kogo?
-Daviego!- podniósł głos. Co ja mówię on już krzyczał- Może on ci wierzy, ale ja wiem kiedy kłamiesz! O co ci do cholery chodzi? Zachowujesz się na imprezach jak dziwka, robisz nowe tatuaże, zmieniasz wygląd i wszystkich okłamujesz!- krzyczał, a ja już dalej nie słuchałam. Stałam w miejscu, a do moich uszu docierały tylko wyzwiska. Nic nie mówiłam. To nie było do mnie podobne. To chyba zbyt wiele jak na mnie. Chciałam jak najlepiej, a wyszło jak zawsze.
-Nie masz prawa mnie oceniać- powiedziałam, tym samym mu przerywając. Nie mogłam już słuchać jaka ja to jestem beznadziejna i jaką jestem dziwką, szmatą, idiotką i tak dalej. Nie ma żadnego prawa, aby tak do mnie mówić.
-A ty nie masz prawa udawać- krzyczeliśmy oboje. Musiał nas słyszeć cały hotel.
-Zrobiłam to dla ciebie idioto i Jessici- nie mogłam się już opanować. 
-Nie zwalaj teraz na mnie i na Jess!
-Nie zwalam! Po prostu gazety piszą, że znowu ze mną jesteś i tak dalej... Nie chcę, żebyś kłócił się z dziewczyną- wyjaśniłam mu, ale to nie oznacza, że przestałam się drzeć.
-Jesteś suką, która każdego rani- nie zwracał uwagi, na moje wcześniejsze słowa. Nie rozumiałam go. Znowu zaczęłam myśleć,że mój przyjazd wszystko skomplikował. To była chyba zbyt pochopna decyzja. Prawda jest jednak taka, że nie mogłam zostać dłużej w Brazylii w Rio de Janeiro. Wcześniej, przed wyjazdem do Barcelony właśnie tu mieszkałam z Mattem. Miałam tam wiele kłopotów, ale szkoda o tym opowiadać. Zbyt długa była by to opowieść i zbyt skomplikowana.
-Może i jestem. A twoje ręka co na to powie?- zapytałam. On natychmiast przeniósł swój wzrok na rękę. Nie martwcie się... Nie miał tam nowych kresek. Miał coś gorszego. Blizny. Nie zwyczajne blizny. Miał blizny po wkłuciach. Rozumiecie prawda? 
-Nie waż się nikomu powiedzieć- syknął w moją stronę i złapał mnie za twarz. Bolało jak cholera, ale nie chciałam dać po sobie tego poznać. Zauważyłam to po przylocie tutaj. Ciekawe czy ktoś jeszcze o tym wie.
-Pomyśl o sowim synku! To są narkotyki Neymar- krzyknęłam na początku, ale potem ściszyłam głos i mówiłam nawet błagalnie. Nie chciałam by się zniszczył. On ma przecież syna. Ma dla kogo żyć. Nie może tego robić.
-Zamknij się!- krzyknął i popchnął mnie na ścianę. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Był pod wpływem. Wiedziałam o tym doskonale. Sama brałam jeszcze przed poznaniem taty. Nie rozumiałam go. Dlaczego nie może wziąć się w garść? Musi to zrobić... Nie może go zabraknąć.
-Caroline opuściła Daviego... Chcesz go jeszcze ty opuścić?- pytałam go, a on robił się coraz bardziej wściekły. Nieprawdopodobne, że z jednej, małej sprzeczki może wyniknąć coś takiego. Dlaczego wcześniej z nim nie porozmawiałam? Nie wiem. Byłam na niego obrażona. Nie chciałam go znać. Nie miałam ochoty z nim gadać. Nie myślcie jednak, że o tym nie myślałam. Jeszcze trochę i bym oszalała z tego wszystkiego.
-Nie zostawię go!- wykrzyczał mi prosto w twarz- Nie jestem tobą- dodał po chwili, a ja kolejny raz poczułam ukłucie w sercu. Nie chciałam, aby to wszystko nas znowu skłóciło, ale nie było innej opcji.
-Jeśli nie przestaniesz ćpać powiem wszystko tacie... A wtedy koniec z twoją karierą, wyślą cie na odwyk, a tam nie zobaczysz nikogo oprócz psychopatów, którym ty wcale nie jesteś... Nie będzie tam nikogo z twojej rodziny, przyjaciół, nie będzie piłki- wyliczałam. Nie wiem co ja sobie myślałam. Tak na prawdę chyba nigdy bym go nie "sprzedała".  
-Nie zrobisz tego- tylko tyle przeszło przez jego gardło. Widziałam w jego oczach ten niepokój. 
-Obiecuję ci, że to zrobię jeszcze dzisiaj jeśli nie zapiszesz się na terapię- powiedziałam pewna siebie. To chyba był mój błąd. Neymar wpadł w furię. Strącał przedmioty z szafek i kopał meble. Typowe zachowanie narkomana. Ale to określenie do niego nie pasuje. On się po prostu pogubił. Chłopak zbliżył się do mnie i wymierzył mi siarczysty policzek. Odrzuciło mnie do tyłu. Zachwiałam się i upadłam uderzając plecami o ścianę. Patrzyłam na niego, ale nic nie widziałam w jego oczach. Jego twarz była kamienna, bez uczuć... Niczego nie wyrażała. Piłkarz chciał mnie jeszcze uderzyć, ale ktoś wparował do pokoju. To Rafa i  Marc. Zaraz za nimi do pokoju weszła cała reszta. Ja nadal siedziałam na podłodze. Łzy spływały mi po policzku. Nie kontrolowałam tego. Wiedziałam, że on nie wie co robi, ale mimo to bardzo mnie to bolało. Uderzył mnie. 
-Co tu się stało?- zaczęła dopytywać się Rafaela. Neymar nie ruszał się z miejsca. to samo ja.
-Powiem mu Neymar- wyszeptałam. Każdy to usłyszał. On również. Płakałam. Bardzo cierpiałam w tamtej chwili. Piłkarz zaraz się na mnie rzucił. Odciągnął go Dani. Znowu dostałam w twarz. Zobaczyłam schowanego w kącie Davisia. Przeraziłam się, że mały to widział. Szybko się podniosłam i podeszłam do małego. Neymar krzyczał, żebym go zostawiła, ale nie mogłam. Podeszłam najpierw do taty blondyna. Wzięłam w swoją rękę jego dłoń.
-Pomogę ci... Ale Davi się teraz boi... Uspokoję go dobrze?- zapytałam spokojnie. Nadal płakałam. Wszyscy chcieli mnie od niego odciągać, ale ja musiałam mu pomóc. Nie mogłam stać spokojnie. N początku myślałam, że od czasu do czasu coś bierze, ale teraz widzę, że on jest uzależniony. Zrobił krok do przodu.
-Dzięk...- nie dane było mu skończyć bo Davi go odepchnął. Wystraszyłam się. Zabrałam jednym ruchem malca na korytarz i wtedy poczułam ból w ręce i w plecach. Mimo to wiedziałam, że muszę zając się teraz chłopcem. Naymar wbiegł na korytarz i chciał uderzyć swojego synka. To było jak zły sen. Odepchnęłam Lucce i sama dostałam. Dani i Geri trzymali swojego kolegę z drużyny. Ja sama wzięłam Daviego i poszłam z Anto i Shak do pokoju, gdzie Leo mieszkał ze swoją partnerką. Usiadłam na łóżku z Davisiem. Ręce mi się trzęsły. Uśpiłam małego i poszłam do swojego pokoju. Dziewczyny mnie powstrzymywały, ale wiedziałam, że nie mogę go zostawić. Biegły za mną. Minęło już prawie pół godziny i powinno być lepiej. Poczułam krew na czole. Dotknęłam miejsca, które mnie bolało i faktycznie ujrzałam czerwoną ciecz. Nie obchodziło mnie to. Wparowałam do pokoju i zobaczyłam chłopaków, którzy trzymali Neya. Z moich oczu nadal płynęły łzy. Chłopaki krzyczeli, abym go zostawiła, żeby mnie inni trzymali, ale ja się wyrywałam. Rzuciłam się na Neya. Przytuliłam go, a on zaczął płakać, ale odwzajemnił mój uścisk. Wszyscy się bali. To było widać. Ja też się bałam, ale nie chciałam zwracać na to uwagi. Jedyne co wtedy chciałam to mu pomóc. Potrzebował bliskiej osoby. Gdzie w takich momentach jest Jessica? Co z niej za dziewczyna... Uspokój się Marika. Może nic nie wiedziała...
-Przepraszam- powiedział Neymar nadal płacząc i mnie przytulając. Nigdy nie widziałam go jak płakał, a teraz nie mógł się uspokoić- Uderzyłem też Rafe- wyznał. Kątem oka spojrzałam na dziewczynę, która płakała. Obejmował ją Bartra. 
-Już dobrze... Rozumiem i ona też zrozumie... Uśpiłam Davisia- poinformowałam go, a on wybuchnął płaczem. W tym momencie mocniej mnie przytulił. 
-Jak ja mogłem chcieć go skrzywdzić... Jak ja mogłem was uderzyć... Wybacz mi... Ja zrobię wszystko co chcesz... Przepraszam... Wybacz mi...- powtarzał w kółko. Było mi go cholernie żal. Myślałam, że pęknie mi serce.
-Przejdziemy przez to razem- wyszeptałam. Chłopak zmęczony płaczem położył się i zasnął. Przykryłam go i wyszłam z pokoju wraz ze wszystkimi zebranymi. Nigdzie nie było mojego taty. Na szczęście. Poszłam zobaczyć co z Davim. Spał. Udałam się do pokoju Shak i Gerarda, gdzie siedzieli wszyscy, którzy byli obecni przy tej sytuacji. Weszłam nie pukając, a wszystkie oczy zwróciły się do mnie. Shakira pobiegła po apteczkę i pociągnęła mnie za rękę. Usiadłam na łóżku, a ona przemywała mi rany. 
-Może pojedziesz do szpitala?- zapytała zmartwiona Kolumbijka. Głos jej się łamał. Nie dziwię się. Ja byłam w szoku, a kiedyś sama to przeżywałam, a ona nie miała z takim czymś styczności. 
-Nie- zaprzeczyłam szybko- Nie mówcie nic tacie- powiedziałam stanowczo. 
-Ale jak? On cię pobił- podniósł głos Tello. 
-On nie był sobą... Mnie jak mnie, ale na prawdę myślisz, że uderzyłby swoje dziecko albo siostrę?- zapytałam, aby uświadomić mu, że to nie była wina Neymara.
-Marika masz całą rękę spuchniętą- wyszeptała Anto.
-To nic... Przejdzie... W stosunku do Neya zachowujcie się normalnie. Jakby nic się nie stało- rozkazałam. Faktycznie ręka mnie bolała, ale musiałam znieść ten ból. Teraz najważniejsze jest to, aby nikt nie dowiedział się o problemach Neymara. Powiem tylko Pique, Shak, Anto, Leo i Rafie. Chyba wszyscy zaczęli buczeć.
-Proszę was- powiedziałam błagalnym tonem głosu. Pogadaliśmy o tym jeszcze chwilę i została tylko wyżej wymieniona piątka. Opowiedziałam im dlaczego tak się stało. Byli przerażeni i zdziwieni. Nie mogli w to uwierzyć. Długo rozmawialiśmy i powiedziałam im co mają robić w takich sytuacjach. Ja się do tego kompletnie nie stosowałam, ale to nic... Ja to ja. Pożegnałam się z przyjaciółmi, którzy nie chętnie puścili mnie do mojego pokoju, gdzie spał Neymar. Weszłam do tego nieszczęsnego pomieszczenia i wzięłam fajki oraz koc. Udałam się na balkon. Przykryłam się kocem i płacząc, paliłam papierosy. Wyszło tak, że wypaliłam całą paczkę. Nic nie mogłam na to poradzić. Ryczałam kilkanaście godzin. Byłam na siebie zła, że nie porozmawiałam z nim wcześniej. To także moja wina. W końcu umyłam się i zobaczyłam czerwone, opuchnięte oczy, z których nadal lały się łzy. Włosy w kompletnym nie ładzie... Siniak na plecach i spuchnięty policzek. O ręce już nie wspomnę. Przy łuku brwiowym plaster. Przebrałam się i poszłam spać. Tak bym chciała powiedzieć. Rzeczywiście położyłam się do łóżka, ale cały czas płakałam. Robiłam to najciszej jak mogłam, aby nie obudzić Neymara. Usnąć udało mi się po 4 rano. 



Wita was 32 rozdział :) Smutny prawda? I zaskoczyłam was chyba troszkę co nie? Co myślicie o rozdziale? Co teraz będzie? Sytuacja się trochę skomplikowała... Czy Marika pomoże Neymarowi czy nie da rady? Jak będzie reagował Davi na ojca? A przyjaciele? Jak to wszystko wyjaśnią Pepowi?



























wtorek, 17 lutego 2015

31. Zostaniesz na noc?

Nie wiem to mi nie daje spokoju. Jego słowa były dziwne. 
Co innego, gdybyśmy byli razem, ale nie w takim momencie.

-Wiesz... Czasem jest tak, że dwoje ludzi bardzo się kocha, ale nie jednocześnie nie mogą ze sobą być, a wszystko dlatego, że za bardzo im na sobie zależy- spojrzałam na nią dziwnym wzrokiem. Musiała zauważyć, że nie rozumiem o czym mówi. To nie trzymało się kupy. Kochają się, ale zbyt mocno, żeby być razem? To nie możliwe- Pamiętasz jak się kłóciliście? Dosłownie o wszystko. Nie było dnia, aby był spokój. Kiedy jednak lepiej się poznaliście oboje zrozumieliście siebie i swoje zachowania. Kochaliście się i nadal tak jest, ale nie możecie zapomnieć tego, co kiedyś było. Powiedziałaś, że nie możesz zapomnieć jego słów, gdy nazywał cię suką, dziwką i tak dalej... Dobrze wiesz, że zabolało cię to tylko dlatego, że ci na nim zależy- tymi słowami Shak skończyła swoją wypowiedź. Chyba miała rację.
-Nie wiem- odezwałam się w końcu. Prawda była taka, że już sama nie wiem co czuje.
-Czego się tak boisz?- zapytała Antonella. Miałam cholernie wielką nadzieję, że o to nie zapyta.
-Dentysty- zażartowałam.
-Znowu nie chcesz o tym rozmawiać... Nie uciekaj przed tym- pouczyła mnie partnerka Messiego. Miała rację. Uciekałam. Robiłam to już nie świadomie. Unikałam trudnych dla mnie tematów. Ile tak można żyć?
-Nie powiem, że go nie lubię, ale... Ale nie chciałabym z nim już być- wyjaśniłam. Nareszcie powiedziałam prawdę.
-Dlaczego? Wytłumaczył ci, że to nie jego wina tylko tej całej Bruny- zapytała tym razem Shakira.
-Nie chodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Poza tym on jest zupełnie inny, niż ja. Nie rozumiem go i nie chcę zrozumieć. Jest zapatrzony w siebie, niczego ani nikogo nie szanuje... Rozkapryszony, niedojrzały, pijący jak idiota gnojek. Mam dość jego problemów- wyrzuciłam z siebie. Musiałam w końcu to powiedzieć. Nie mogłam, przecież tłumić w sobie wszystkich uczuć. Mam prawo, by żyć normalnie. Wiem, że startu nie miałam jakiegoś dobrego, ale finish będzie zajebisty. Wiem to bo sama przeżywam swoje życie. Będę od dzisiaj żyć tak jak chcę.
-Nie mam argumentów- skapitulowała Anto.
-Mam pomysł!- wykrzyczała Shak. Już się boję. Kolumbijka ma różne pomysły- Pójdziemy do fryzjera, kosmetyczki, na zakupy i na jakieś lody lub sok, a potem jeszcze do kina. Kto za?- przedstawiła swój pomysł, a my wszystkie podniosłyśmy ręce do góry w geście, że się zgadzamy.
-Wiem! Ubierzmy się mega ładnie do tego- powiedziała Anto.
-Za 30 minut przy recepcji- zarządziłam, a dziewczyny w pośpiechu wybiegły do sowich pokoi. Ciekawe czy im starczy tyle czasu. Podeszłam do swojej walizki, której nadal nie wypakowałam i zastanawiałam się nad dzisiejszym strojem. Wybór padł na coś takiego. Nie wiedziałam tylko czy nie za bardzo się wystroiłam. Pieprzyć. Raz się żyję.


Spakowałam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy. Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze 10 minut, a dziewczyny i tak się spóźnią. Postanowiłam pójść na trening chłopaków i powiadomić tatę o moich planach. Tak jak pomyślałam, tak tez zrobiłam. Zamknęłam drzwi do mojego pokoju i udałam się na boisko. Chłopaki trenowali właśnie karne. Ter Stegen nie ma wcale łatwego zadania, ale jak na razie radzi sobie znakomicie. Tata stał na drugim końcu boiska, więc przeszłam do niego przez murawę. Gdy tylko chłopcy mnie ujrzeli od razu zaczęli gwizdać i buczeć. Podleciał do mnie Tello.
-To dla mnie się tak wystroiłaś piękna?- zapytał zabawnie poruszając brwiami. Miałam z niego nie zły ubaw, podobnie jak wszyscy inni.
-Dla taty- odpowiedziałam wystawiając mu język. Podeszłam do ich trenera- Tatuś ja idę z Anto i Shak na zakupy, do fryzjera, kosmetyczki, a potem do kina oki?- poinformowałam go. Brawo dla ciebie Marika. Wreszcie myślisz. Śmiałam się sama z siebie w duszy.
-Jasne, ślicznie wyglądasz- posłał mi komplement z miłym uśmiechem. Wziął moją rękę i mnie obrócił. Przytuliłam go i już chciałam iść, ale on zatrzymał mnie w uścisku- O co chodzi z tobą i Neymarem?
-Leo i Gerard?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Tak- wiedziałam, że się właśnie uśmiecha. Czułam to.
-Nie miał karty do pokoju i byłam na niego skazana- powiedziałam ze śmiechem.
-Czyli jeszcze nie będę dziadkiem?- zapytał z udawanym smutkiem.
-Sorry tato taki mamy klimat- powiedziałam, a on się zaśmiał. Czyli jednak pamięta. Kiedyś mu opowiadałam o co w tym chodzi- To ja idę pa- pożegnałam się tym jednym słowem ze wszystkimi. To jest jednak magiczne słowo. O czym ty myślisz? Kompletnie mnie pogięło. Na bok zaciągnęli mnie Messi i Pique. Spojrzałam na nich wzrokiem, który mówił, że nie wiem o co im chodzi i żeby się streszczali. Patrzcie jak ja wiele potrafię zrobić jedną czynnością. Jestem magikiem. Boże... Czuję się jak na haju.
-Będziesz pilnować Anto?- zapytał Leo.
-I Shak?- tym razem zapytał Geri. Mieli miny jakby nie wiadomo co się stało.
-Co wam?- zapytałam rozbawiona ich postawą.
-One są ubrane jak ty/- zapytał z dużym niezadowoleniem Messi.
-A jak ja wyglądam?- zapytałam. Lubiłam się z nimi drażnić i ich podpuszczać.
-Seksownie- odezwał się Geri.
-Aż za bardzo- dopowiedział Leo. Śmiałam się z nich przez kilka dobrych chwil. Czyli o to im chodzi.
-Głupki... Będę ich ochroniarzem- rzuciłam i odeszłam. Poszłam w umówione miejsce. Właśnie szła Anto. Wyglądała cudnie. Miała na sobie zwiewną, białą sukienkę i szpilki pod kolor. Włosy rozpuszczone. Złoty naszyjnik wisiał na jej szyi, a bransoletki zdobiły ręce. Do tego na ramieniu wisiała niebieska torebeczka. Prezentowała się na prawdę świetnie. Zaraz potem zeszła Shakira. Ona także wyglądała zjawiskowo. Miała na sobie przylegającą sukienkę w kolorze granatowym. Czarna, elegancka torebeczka wisiała na złotym łańcuszku. Biżuterię także miała. Kilka czarnych bransoletek, złoty naszyjnik oraz czarne kolczyki. Buty miała po prostu boskie. Wysokie czarne szpilki na platformie z wiszącym łańcuszkiem z tyłu. Wszystkie dałyśmy sobie po komplemencie i udałyśmy się do fryzjera. W drodze do salonu opowiedziałam dziewczynom o zachowaniu ich chłopaków. Dużo się śmiałyśmy, wygłupiałyśmy, a także rozmawiałyśmy. W końcu znalazłyśmy się w miejscu, do którego chciałyśmy dotrzeć. Dziewczyny podcięły trochę końcówki, a Shak przefarbowała włosy na mocniejszy blond. Natomiast ja wiedziałam już co chcę zrobić z moimi włosami. Stanęło na tym, że podcięłam końcówki, przefarbowałam włosy na czarno i wygoliłam bok. Wyglądałam tak:


Byłam zadowolona z tej zmiany. Szczerze powiem, że mi się podobało. Fryzjerka powiedziała, że pasują mi te włosy bo mam ciemną karnację. Moje naturalne wlosy były nie co jaśniejsze, ale wszyscy i tak mówili, że są czarne. W Polsce nazywali mnie "czarna" z tego powodu. Teraz miałyśmy iść do kosmetyczki. Najpierw zrobiłyśmy sobie maseczki, a raczej zrobiła nam je miła kosmetyczka. Potem zajęła się naszymi paznokciami. Po wyjściu od niej moje paznokcie wyglądały tak: 


Następnie poszłyśmy potem do kawiarni. Anto zamówiła latte, Shak cappuccino, a ja z racji, że nie lubię kawy zamówiłam sok pomarańczowy. Do naszego zamówienia należy naliczyć takę trzy kawałki pysznego ciasta owocowego. Zrobiłyśmy sobie zdjęcie i Shak chciała wstawić je na instagrama, ale po moich namowach miała zrobić to wieczorem, ponieważ chciałam zrobić piłkarzom niespodziankę moimi czarnymi włosami. Po mile spędzonym czasie w kawiarni udałyśmy się do kina. Wspólnie wybrałyśmy komedie. Nie wiem jak dziewczyny, ale ja zdecydowanie Potrzebowałam takiego odprężenia. W wyśmienitych nastrojach poszłyśmy na zakupy. Można śmiało powiedzieć, że wpadłyśmy w szał zakupowy. Przez ten wypad wzbogaciłam się o nowe trampki, szpilki, ramoneske, 3 bluzki, 2 sukienki, dresy, rurki, 2 pary spodenek i bieliznę. Wiem, że to bardzo dużo, ale uwierzcie mi- kupiłam najmniej. Postanowiłyśmy zamówić taksówkę, ponieważ miałyśmy zbyt dużo toreb ze sklepów. Nasz samochód przyjechał po kilku minutach. Podałyśmy kierowcy adres, a ten zawiózł nas pod hotel w ciągu 15 minut. Podczas drogi żwawo z nim dyskutowałyśmy. Był to mężczyzna po trzydziestce. Widać, że Brazylijczyk. Ciemne włosy, ciemna karnacja, ciemne oczy. Okazało się, że ma na imię  Pablicco i ma żonę oraz pięcioletnią córeczkę. Był na prawdę miłym i otwartym człowiekiem. Zaproponował nam nawet pomoc w wniesieniu naszych nowych nabytków na górę, ale zapewniłyśmy go, że damy sobie radę. Ze śmiechem rozstałyśmy się z dziewczynami w stronę naszych pokoi. Weszłam do swojego pokoju i zobaczyłam, a raczej usłyszałam, że nie jestem tu sama. Weszłam do pomieszczenia i ujrzałam Rafe, która właśnie się wypakowała. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Już o tym wspominałam. Bałam się naszego spotkania, ponieważ nie byłam z jej bratem. Nie wiem jak się będzie teraz wobec mnie zachowywać. Może będzie zła, wściekła, a może wręcz przeciwnie. Moje przemyślenia przerwał nie kto inny jak ona. Rzuciła mi się na ramiona. Byłam szczęśliwa bo to oznaczało, że nic do mnie nie ma.
-Stesknilam się- wyszeptała, a z jej oczu pociekły łzy.
-Ja też... Czemu płaczesz skarbie?- zapytałam. Nie wiem czy coś się wydarzyło w jej życiu czy tylko się wzruszyła.
-To dlatego,że Cię tak dawno nie widziałam- powiedziała, a ja przytuliłam ją mocniej. Kiedy się uspokoiła zaczełyśmy rozmawiać, a ja nawet się rozpakowałam. Opowiedziałam Raf jak mi życie zleciało, gdy się nie widziałyśmy. Ona także opowiadała mi co robiła ona i Davi. Okazało się, że mnie pamięta. Siostra Neymara na sile zaciągnęła mnie do pokoju brata, gdzie znajdował się Daviś. Bałam się, że mały będzie na mnie zły i że nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Brazylijka zapukała do pokoju Neymara. Chciałam uciec i zostawić ją samą, ale chyba to wyczuła bo.mocno trzymała mnie za nadgarstek. Drzwi się otworzyły, a w nich stał Neymar z synkiem na rękach. Rafaela wepchnęła mnie do środka, a sama sobie poszła. Chciałam wyjść, ale tym razem Neymar mnie zatrzymał. I co ja mam teraz zrobić? Jestem beznadziejna. -Coś ty zrobiła z włosami?- zapytał że zdziwieniem. Rozbawiło mnie to nie powiem.
-Przefarbowałam- odpowiedziałam ukazując szereg moich zebow. Neymar natychmiast odwzajemnił uśmiech.
-Ładnie ci tak- wyznał. 
-Dziękuję- podziękowałam i spojrzałam na Davisa- Cześć... Pamiętasz mnie?- zapytałam niepewnie. 
-To ty jesteś tą idiotką, która zostawiła mnie i tatę- oznajmił, a mnie coś zakuło w sercu. Czułam, że łzy zbierają mi się w oczach, ale szybko się opanowałam. Nie mogłam pokazać, że coś mnie ruszyło. Nie mogłam rozpłakać się przy "11" Barcelony.
-Davi! Natychmiast masz przeprosić Marike, ale to już- skarcił go tata. Mały był zły i wcale się mu nie dziwilam. Wyjechałam bez żadnego wytłumaczenia, nawet się nie pożegnałam. Rozumiałam jego gniew. Miał do niego pełne prawo.
-Neymar... Rozumiem... Davi ma.rację to ja- powiedziałam. Widziałam, że Neymar jest zły ja synka. 
-Poleciała na twoją kasę-wykrzyczał malec. Nie mogłam znieść, że mały chłopiec, którego tak mocno pokochałam mówi takie słowa. 
-Davi- krzyknął Neymar, a ten Zaskoczył z jego rąk i chciał wybiec z pokoju. W ostatniej chwili go złapałam. Kopał mnie i krzyczał, ale ja nie dam tak łatwo za wygraną. Neymar już tracił do niego cierpliwość i miałam wrażenie, że zaraz da mu w tyłek. 
-Skarbie... Wiem, że powinnam się chociaż pożegnać, ale miałam problem. To nie zależało ode mnie czy wyjadę czy nie. Mój tata mnie zmusił. Musiałam pojechać do takiego szpitala, gdzie leczą ludzi, kiedy za dużo płaczą. To nie zmienia faktu, że dużo o tobie myślałam. Często zastanawiałam się co i ciebie, co robisz, czy jesz, czy jesteś szczęśliwy- wyjaśniłam małemu. Nie wiedziałam czy zrozumie. Nie.miałam nawet pojęcia czy chce zrozumieć.
-Obiecałaś, że będziesz ze mną i z tata na zawsze, że będziesz moją nową mamą. Tęskniłem za tobą- powiedział i się rozpłakał. 
-Mogę cię przytulić?- zapytałam, ale odpowiedzi nie usłyszałam. Poczułam tylko jak mały się we mnie wtula. Kątem oka zobaczyłam, że Neymar wychodzi na balkon. Przytulałam się jeszcze trochę z Davim. 
-Zostaniesz na noc?- zapytał malec. 
-To chyba nie najlepszy pomysł- uśmiechnęłam się i spojrzałam na chłopca. 
-A przeczytasz mi chociaż bajkę?- zapytał tak słodko, że nie sposób było mu odmówić. Z racji tego, że był już umyty i przebrany w słodką piżamkę z autami zaczęłam czytać mu bajeczki na dobranoc. Gdy usnął zdjęłam jego rękę z mojego ciała i przykryłam. Pocałowałam  go w czoło i ujrzałam Neymara opierającego się o framugę.
-Ja już pójdę- powiedziałam i słabo się uśmiechnęłam.
-Nie wiedziałem, że mówił do ciebie mamo- rzekł. Dzisiaj ponownie użył tego słowa. Moje serce fikało w środku koziołki. Byłam szczęśliwa, że mogłam odkupić swoje winy. 
-Tak jakoś wyszło- zarumieniłam się, sama nie wiem dlaczego. 
-Może spędzimy jutro razem czas? Nie mam treningu i może pójdziemy do wesołego miasteczka z Davim czy coś? Chociaż nie wiem czy dzisiaj zasłużył- zaproponował mój były chłopak.
-Nie wiem... Pod jednym warunkiem- powiedziałam. Musiałam zrobić coś, żeby Neymar nie był już zły na swojego synka.
-Jakim?- zapytał jakby kogoś podrywał. Zaśmiałam się cicho na jego słowa, a on razem ze mną.
-Nie Będziesz więcej krzyczał na Davisa- powiedziałam. On spojrzał na mnie wielkimi oczami. Chyba nie dowierzał w moje słowa.
-Ale on cię wyzywał-bronił się piłkarz. 
-Miał prawo- odpowiedziałam. 
-Nie miał takiego prawa- chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zamilkł kiedy zobaczył moją minę- No dobra... Jutro o 11 przy recepcji- powiedział zrezygnowany. Byłam z siebie dumna. 
-Dobranoc- pożegnałam się i wyszlam. W pokoju zostałam śpiąca już Rafe. Przykryłam ją, a sama poszłam po prysznic. Przejrzałam się w lustrze i się uśmiechnęłam. Podobały mi się moje włosy. Przebrałam się w piżamkę.  Poszłam jeszcze na papierosa, a następnie położyłam się do łóżka. To był męczący dzień, ale jeden z najlepszych.


No to mamy 31 rozdział :) Neymar zaprasza Marike na wspólny wypad z synkiem xd Marika godzi się z Davim i spędza miło dzień z dziewczynami :) Czy to szczęście będzie trwało dalej?