-Co ty na to, żeby Davi zamieszkał w Barcelonie?- zapytałam na jednym tchu i chyba najszybciej jak tylko umiałam.
-Mówisz serio? Jak ty to sobie wyobrażasz?- zapytał niedowierzająco.
-Normalnie- odpowiedziałam cicho, bojąc się dalszej rozmowy z ukochanym.
-To znaczy jak? Davi będzie w Barcelonie i co dalej?- dopytywał. Nie mogłam nic wyczytać z jego oczu ani z mimiki twarzy. Często przybierał taką maskę. Nienawidziłam tego, ponieważ wtedy nie mogłam dowiedzieć się, co w tej chwili czuje. Dałabym wszystko, aby w tym momencie móc wiedzieć o czym on myśli lub co czuje.
-Wiem, że nie jesteśmy ze sobą długo, że ty masz treningi, że nie mieszkałeś nigdy sam ze swoim dzieckiem, ale nie uważasz, że czas to zmienić? Chcesz, żeby Davi dorósł bez ojca? Ty miałeś oboje rodziców, a ja nie. Moja mama się mną nie zajmowała, a taty nie znałam. Wiem, co czuje takie dziecko. Nie chcę tego samego dla Daviego- wyjaśniłam. Powiedziałam to zanim pomyślałam. Znowu zdradziłam się, że boli mnie moja przeszłość. Zawsze traktowałam to jako osobistą porażkę. Chciałabym wierzyć, że kiedyś będę umiała o tym rozmawiać jak każdy normalny człowiek, ale nie potrafię nic obiecać. Takim jestem pokręconym człowiekiem. Davi to dla mnie ktoś bardzo ważny. Pokochałam go od pierwszego spotkania. Nie mogło być inaczej. Jest taki dojrzały jak na swój wiek.
-Mari ja jestem w stanie to zrozumieć, ale nie mieszkałem sam z małym dzieckiem, nie wiem czy sobie poradzę, miałem iść na odwyk, jesteś jeszcze ty- powiedział i westchnął. Popatrzyłam na niego niezrozumiale.
-Co ja mam do tego wszystkiego? Naprawdę cię nie rozumiem Neymar- stwierdziłam. Taka była prawda. On nie chciał, żeby jego własny syn z nim mieszkał? Nie, na pewno nie. To Neymar, mój Neymar. On taki nie jest. Kocha Daviego jak nikt inny i pokazuje to na każdym kroku.
-Echh... Kochanie... Chciałbym, żeby Davi mieszkał w Barcelonie, naprawdę bym tego chciał. Po pierwsze boję się, że nie będę sobie dawał rady z małym dzieckiem, że a on mnie kiedyś znienawidzi za okropne dzieciństwo. Po drugie chcę iść na odwyk. Obiecałem to tobie, chłopakom i Rafie. Chcę zrobić to też dla Daviego. Nie chcę, żeby miał ojca ćpuna. Boję się, że gdy Davi zamieszka ze mną to wtedy my nie będziemy mieli dla siebie czasu, że wybierzesz faceta, który nie ma takich zobowiązań jak dziecko. Nie chcę cię stracić- wytłumaczył mi to z takim bólem, smutkiem. Jego oczy także to wyrażały. Zdjął tą maskę. Nie cierpię, gdy ją zakłada. Ukrywa wszystkie swoje uczucia. Wolę go takiego jak teraz. Człowieka, który ma swoje lęki, czasem jest smutny, ale potem jego pewność siebie wraca, a uśmiech gości na jego twarzy, oczy świecą swoim naturalnym blaskiem. Nie ma lepszego widoku, niż widok ukochanej osoby, która jest szczęśliwa. Ney uważa, że jeśli jest mężczyzną to nie ma prawa do strachu, łez czy nie radzenia sobie z jakąś sytuacją.
-Nie jesteś ćpunem i nigdy tak o sobie nie mów. Byłeś, jesteś i zawsze będziesz wspaniałym facetem, od którego nigdy nie odejdę. Możesz robić same okropne rzeczy, mieć powybijane wszystkie zęby, stracić cały swój majątek, mieszkać pod mostem, być zarozumiałym dupkiem, mieć jeszcze troje dzieci, a mimo to będę cię kochać. Nie przestanę bo jesteś jedynym mężczyzną, którego pokochałam. Nie powiedziałam, że Davi ma się przeprowadzić do nas teraz, zaraz, w tej chwili. Może zrobić to po twoim odwyku albo... Albo zamieszkać ze mną na ten czas- powiedziałam. Byłam pewna swoich słów. Nie wiem, co się ze mną działo, ale chciałam mieć rodzinę.
-Neymar... Muszę ci o czymś powiedzieć- zaczęłam niepewnie.
-Jesteś w ciąży?- zapytał wystraszony.
-Co? Nie!- zaprzeczyłam natychmiast.
-Davi wczoraj zapytał mnie dlaczego nie chcesz z nim mieszkać. Mówił, że inni ojcowie mieszkają ze swoimi dziećmi, a on nie ma ani mamy ani taty- wyznałam ze smutkiem w głosie. Uwierzcie, że gdy usłyszałam takie słowa z ust małego chłopca miałam łzy. To mój malutki chłopczyk, który jest nieszczęśliwy. Serce mi się kraja, gdy o tym pomyślę.
-Pomożesz mi?- zapytał po dłuższej chwili namysłu.
-W czym?- zapytałam zdziwiona, gdy odezwał się po kilku minutach.
-W opiece nad Davim. Na początku dowiedziałbym się co i jak z tą terapią. Może wystarczy mi chodzić tylko na spotkania. Davi by zamieszkał ze mną, ale czy być mi pomogła. Nie umiem pewnych rzeczy- wyznał szczerze, przedstawiając swój plan działania.
-We wszystkim ci chętnie pomogę, ale ja o opiece nad dziećmi wiem mniej, niż ty. Nigdy nie zajmowałam się dzieckiem- odpowiedziałam.
-A gdy byłem w szpitalu? Jak pojechałaś po Davisia? Kochanie ja to wszystko pamiętam... Nigdy ci tego nie zapomnę bo zmieniłaś moje życie, uczyniłaś mnie szczęśliwym, zrobiłaś coś niemożliwego. Pamiętam każdą minutę z tamtego okresu. Mimo kłótni pojechałaś do Lizbony, potem do Australii, a stamtąd po mojego syna. Nie znałaś Rafy ani Daviego, a postanowiłaś ich ściągnąć do Barcelony. Dzięki tobie moi rodzice zrozumieli, że to mój syn i że potrafię się nim zając, oni się także zmienili. Kocham cię skarbie- mówił to wszystko z przejęciem. Ja także nigdy o tym nie zapomnę. Pierwszy raz w życiu byłam i jestem taka zakochana. Gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym to jeszcze raz. Może trochę inaczej, ale ściągnęłabym jego siostrę i syna. To był mój obowiązek. Jeśli się kogoś kocha to trzeba zrobić wszystko, aby ta osoba była szczęśliwa. To zupełnie normalne i zrozumiałe. Czasami trzeba odpuścić, a czasami doprowadzić coś do końca. Czasem kłótnie trzeba przerwać, a czasami pokazać drugiej osobie, że nas zraniła, że nie może tak reagować. Jeśli się kogoś kocha to nie będzie problemem wstać o 6 rano tylko po to, by pójść do piekarni i kupić jego ulubione pieczywo. Jeśli się kogoś kocha to będzie się tej osoby bronić do upadłego. Jeśli się kogoś kocha to nie będzie dla ciebie wyczynem przyjść chorą na jego mecz. Jeśli się kogoś kocha to wierność nie będzie niczym abstrakcyjnym, to będzie naturalną rzeczą.
-Ja ciebie też- powiedziałam i złączyłam nasze usta w czułym pocałunku. Po skończonej czułości mój ukochany zaniósł mnie do sypialni.
-Chętnie bym porobił z tobą ciekawsze rzeczy, ale jest późno, a my musimy się spakować- westchnął głośno, ale mimo to oparł mnie o ścianę i wpił się w moje usta z zachłannością. Jedną ręką gładził moje plecy, aby zaraz zjechać nią w kierunku moich pośladków, a drugą dotykał mojej twarzy. Ja natomiast zawiesiłam swoje ręce na jego karku. Musiałam stawać na palcach, aby dostać do ust mojego ukochanego. Neymar uśmiechnął się między pocałunkami z mojej nieporadności, ponieważ i tak nie dostawałam. Ney musiał się schylić. Byłam naprawdę niskiego wzrostu, ale on zawsze uważał, że to słodkie. Poczułam jak moje stopy, a raczej palce odrywają się od ciemnych paneli, którymi wyłożony był pokój piłkarza. Oplotłam jego biodra swoimi nogami i pogłębiłam pocałunek. Po jakimś czasie oderwałam się od napastnika, ale on nie chciał postawić mnie na ziemi.
-Mieliśmy się pakować. W ogóle to dlaczego?- zapytałam jak małe dziecko, a on się tylko na to zaśmiał.
-Wyglądasz naprawdę słodko... Taka mała i jeszcze te twoje pytania. Kocham, gdy tak robisz- wymruczał i chciał mnie pocałować, ale ja go przytuliłam i się zaśmiałam. On jednak to wykorzystał i całował mnie w szyję- Nie ładnie kochanie tak uciekać- wyszeptał, przygryzając moje ucho.
-Skarbie naprawdę chciałabym uciec, ale jakiś wariat trzyma mnie cały czas na rękach- powiedziałam i znowu zachichotałam.
-Ten wariat był kiedyś normalny, ale zwariował z miłości. Pojawiła się w jego życiu jak grom z jasnego nieba mała, słodka, ale zadziorna osóbka i mózg mu zabrała- odpowiedział.
-To ty kiedyś miałeś mózg?- zapytałam z udawanym zdziwieniem. On popatrzył na mnie jak na idiotkę, ale widziałam, że chce mu się śmiać. Postawił mnie na ziemi i udawał, że się obraził. Zaśmiałam się z jego głupoty. On siedział na łóżku tyłem do mnie. Siadłam za nim na łóżku i położyłam brodę na jego ramieniu, po czym westchnęłam.
-Kochanie nie udawaj już- powiedziałam, udając smutną.
-Nie udawaj smutnej... Jędzo- mówiąc ostatnie słowo zaśmiał się głośno. Walnęłam go w ramię za to, ale on to wykorzystał. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. W rezultacie leżałam na jego kolanach i się śmiałam, a Brazylijczyk razem ze mną. Po chwili się ogarnęliśmy i zaczęliśmy się pakować.
-Kochanie, a gdzie my tak właściwie jedziemy?- zapytałam, ponieważ mój ukochany nie uraczył mnie wcześniej odpowiedzią.
-Powiem ci tyle, że to niespodzianka- wyszczerzył się i mnie przytulił, gdy siedziałam przy walizce. Wygięłam usta jak małe dziecko, a on się zaśmiał.
-To nie jest śmieszne... Zawsze tak robisz- udawałam oburzenie.
-Skarbie już nie udawaj bo pęknę ze śmiechu- powiedział, a ja rzuciłam w niego moją bluzką- Ładna... Mam założyć?- zapytał i zaczął się jeszcze głośniej śmiać.
-Ochh... Nienawidzę cię- oznajmiłam.
-Bo cię tak dobrze znam czy dlatego, że mam wspaniałe poczucie humoru i potrafię cię rozśmieszyć w jednej chwili?- spytał niczym detektyw na przesłuchaniu o morderstwo.
-Za jedno i drugie- jęknęłam, a on mnie pocałował. Znowu.
-Ja ciebie też- powiedział potem i się zaśmialiśmy. Wróciliśmy do pakowania- Skarbek... Davi jedzie z nami- poinformował mnie. Spojrzałam na niego, a on się tylko uśmiechnął. Poderwałam się z paneli i rzuciłam mu się na szyję.
-Czad- krzyknęłam mu do ucha, a ten się tylko zaśmiał na moje zachowanie.
-Zaczynam być zazdrosny o mojego syna- zażartował. Do pokoju w tym momencie weszła Rafa.
-Witam państwa nie widzieliście mojej sukienki? Tej takiej fioletowej, no wiesz Mari- jęknęła.
-Wiem, wiem, ale jej nie widziałam- odpowiedziałam przyjaciółce.
-Zapytaj Daniego- podsunął Neymar i poruszył jednoznacznie brwiami. Rafaella rzuciła go poduszką- I ty przeciwko mnie?- zapytał z udawanym smutkiem i zdziwieniem. Dzisiaj miał parcie na aktorstwo.
-A kto jeszcze jest przeciwko tobie?- zainteresowała się siostra mojego chłopaka.
-No ta moja jędza- wyjaśnił i wskazał na mnie palcem, a ja zrobiłam tzw. "face palma".
-Co jej zrobiłeś?- zgromiła go wzrokiem Brazylijka.
-Ja? Nic. Na ten wyjazd zabrałem Daviego- odpowiedział z wyrzutem, a ja czekałam na dalszy popis jego aktorstwa.
-Co? O czym ty mówisz?- mina Rafki w tym momencie była bezcenna.
-Rafa, brzydoto- zaczął i dostał po głowie, ale on niezrażony objął ją ramieniem i usiadł z nią na łóżku- Spakowałem już Daviego, o wszystkim pomyślałem, starałem się, robię jej niespodziankę. Postanowiłem więc zdradzić jej rąbek tej jakże ważnej tajemnicy- wyczuwam tutaj dłuższą historię życia- Była taka smutna, markotna, mizerna. Zrobiło mi się jej żal. Stwierdziłem, że co ta sierotka zrobi bez tej informacji? Jeszcze mnie zostawi przed lotniskiem i co będzie? No ja też nie wiem co by było. Ale zmierzając do sedna sprawy- czyżby koniec ekscytującej opowieści barcelońskiego piłkarza?- Powiedziałem jej, że Davi leci z nami. A wiesz co ta jędza zrobiła? Oczywiście, żeby nie było to moja jędza i nawet ty Rafa nie masz tyle praw do niej co ja bo Mari jest najlepsza, ale dzisiaj wyjątkowo podoba mi się to słowo... A więc moja jędza rzuciła mi się w ramiona jakby mnie co najmniej rok nie widziała. Owszem, nie powiem to było miłe i słodkie, ale dlaczego zrobiła to dopiero na wiadomość o tym, że jedzie z nami Davi? Wycieczka ze mną jej nie zadowala tak bardzo jak wyjazd z tym blondynem. No Dlaczego?- ostatnie zdanie wręcz zawył dramatycznym tonem. Rafa spojrzała na niego jakby zobaczyła kosmitów. Zsunęła jego rękę ze swoich ramion, odsunęła od niego i wybiegła, tak dobrze czytacie wybiegła z pokoju. Wpadłam w taki śmiech. Prawie płakałam z tego wszystkiego. Po chwili usłyszałam dźwięk otwierania drzwi. Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam głowę Rafy, wychylającą się zza ciemnobrązowego prostokąta.
-Dobra już się uspokoiłam... Przyszłam tylko powiedzieć, że Mari ma rację, a ty jesteś nienormalny i znalazłam swoją kieckę- zanim doczekała się odpowiedzi ze strony brata, już jej nie było w pokoju. W końcu spakowaliśmy się z Neymarem. Było przy ty dużo śmiechu. Chcieliśmy znieść walizki, żeby nie znosić ich potem i nikogo nie obudzić. Chyba. W sumie to Neymar po prostu powiedział, że zniesie te walizki. Oczywiście ja byłam taka uparta, że chciałam znieść chociaż jedną walizkę sama. Nie mogłam podnieść żadnej. Ney miał przy tym tyle śmiechu. Tarzał się po podłodze, a ja mordowałam go spojrzeniem. Nie dałam rady, chociaż starałam się pokazać mojemu chłopakowi, że nie jestem taka słaba. Najlepsze dopiero nadeszło. Piłkarz podszedł do walizki i wziął ją w jedną rękę, a swoją w drugą. Gdybyście widzieli moją minę. Już to sobie wyobrażam. Miałam wrażenie, że moja szczęka walnęła z dużym impetem o podłogę. Rzecz jasna Neyuś od razu, gdy wrócił na górę, wrócił do mnie i pocałował, mówiąc, że jestem słodka. Ile on mi to dzisiaj razy powiedział? Jest na prawdę kochany. Chciałam się położyć spać, gdyż była już pierwsza w nocy, ale ktoś mi w tym przeszkodził.
-Co ty robisz?- zapytał zdziwiony Neymar. Spojrzałam na niego jakby się z choinki urwał.
-Jak to co? Idę spać- powiedziałam jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Wróć! To była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Zaraz jedziemy na lotnisko- oznajmił, a ja wtedy zrozumiałam jego zdziwienie. Wywróciłam oczami i usiadłam na łóżku- Ile będziemy lecieć?- zadałam pytanie, gdy on także usiadł. Opadłam plecami na poduszki, a on zrobił to samo. Wtuliłam się w jego tors, a Ney objął mnie ręką.
-Chyba nie chcesz wiedzieć- stwierdził i zaśmiał się nerwowo. Czuję, że to nie będzie miła informacja i że będzie mnie bardzo boleć.
-To ile?- ponowiłam pytanie.
-No ten... No... 28 co najmniej- wreszcie to z siebie wydusił, a ja zakrztusiłam się własną śliną.
-Gdzie my lecimy? Na koniec świata?- zadawałam pytania jedno po drugim. Zwariował.
-No... Ale... Wiesz... Kocham cię- powiedział i się uśmiechnął. Tym uśmiechem można zwalczać raka. Ten uśmiech powinien być zarezerwowany tylko dla mnie.
-Masz mnie... Na ten uśmiech- stwierdziłam rozbawiona. Poleżeliśmy jeszcze tak, nic nie robiąc. W końcu musieliśmy się zbierać.Przebrałam się. Obudziliśmy Daviego, aby go ubrać. On był po prostu nieprzytomny. Neymar go trzymał, a ja go ubierałam, ponieważ malec miał cały czas zamknięte oczy. Już wiem po kim to ma. Piłkarz z Barcelony robi dokładnie to samo. Jaki ojciec taki syn. Zeszliśmy na dół. Trzymałam Daviego, ponieważ Ney musiał uporać się z walizkami. Na dole czekała na nas już cała rodzina Neymara. Każdy nas ściskał, życzył miłego lotu, mówił, że będą tęsknić. I nie uwierzycie... Nie tylko za Neyem, ale też za mną i Davim. Muszę przyznać, że czuję się bardzo dobrze w towarzystwie rodziny mojego lubego. Może dlatego, że to pełna, z przejściami, ale jednak szczęśliwa rodzina. Nie wiem, ale cieszę się, że mnie polubili. Pojechaliśmy na lotnisko taksówką, ponieważ nie chcieliśmy wybudzać do końca domowników i pozbawiać ich tych cennych minut snu. Jutro przecież idą normalnie do pracy. Na lotnisko dotarliśmy po dziesięciu minutach. Odbyliśmy odprawę i wsiedliśmy do samolotu. Przed nami długie godziny lotu. Witaj nieznany, a może znany świecie? Nadal nie wiem, gdzie lecimy...
Po długiej przerwie mamy 54 rozdział :) Cieszę się, że dałam radę go napisać. Ostatnio miałam ochotę tylko leżeć w łóżku z ciepłym kakao. Przepraszam Was za to. Wiem, że czekaliście długo na ten rozdział, ale nie mogłam się zmobilizować, aby go napisać. Przełamałam się. Teraz mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. Musi :) Oceniajcie jak wam się podoba rozdział. Dziękuję.